- Mieliśmy piękne marzenia, planowaliśmy, gdzie ustawimy meble - mówi Mirosław Chmiel. - Córka w swoim pokoju zrobiła już nawet stolik z desek i pustaków, ławeczkę, przyniosła kwiaty. Teraz dzieci nie chcą tu przyjeżdżać ani oglądać domu. Najbardziej mi szkoda utraconych marzeń. Bardziej niż pieniędzy, które utopiliśmy w tej budowie.
W pobliżu jest malowniczy parów i las. Mirosława Chmiela zachwyciła pełna uroku okolica - dom stoi na końcu drogi, nie słychać samochodów, ale do miasta jest blisko. Gdy kupował działkę, nie przypuszczał, że będzie budował dom na osuwającej się ziemi. Nie wiedział, że już w latach 70. władze Cieszyna chciały tu sadzić las z uwagi na silnie erozyjny grunt. Stok był mocno nachylony. Ale w 1992 roku grunt przekwalifikowano z rolniczego na budowlany.
| | |
Dom przesunął się o 5 metrów i przechylił. Autor: Leszek Kraskowski | Nadzór budowlany zakazał wstępu na teren budowy. Autor: Leszek Kraskowski |
"Pijany las" ostrzegał
- Było sporo przesłanek, aby tu nie budować: źródła, skały fliszowe, łupki cieszyńskie - wylicza Mirosław Chmiel. - Stoki na skałach fliszowych jeżdżą, są żywe i osuwają się. Ja wtedy o tym nie miałem bladego pojęcia. W 1984 roku wykonywano badania pod drogi na pobliskim osiedlu Szarotka. Stwierdzono duże nawodnienie gruntu, warstwy fliszowe. Na przejściu granicznym w Boguszowicach, które jest kilometr dalej, wybudowano w 1990 roku stację transformatorową. Stacja przejechała 10 metrów i trzeba ją było rozebrać. Tych doświadczeń urzędnicy w ogóle nie wzięli pod uwagę. Dotarłem do map geodezyjnych, które dowodzą, że teren w dole działki obniżył się o cztery metry w ciągu ostatnich dwudziestu lat. W 1997 roku Wojewódzki Ośrodek Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej przekazał mi mapę sprzed dwudziestu lat, choć wówczas dysponował już nową, mówiącą o dużych ruchach gruntu.
Edward Waleczek, rzeczoznawca geolog, nie ma wątpliwości: żadnych domów na terenach osuwiskowych stawiać nie można.
- Gdyby pan Chmiel zajrzał do starego planu zagospodarowania przestrzennego lub obejrzał las z charakterystycznie powyginanymi drzewami, mógłby nabrać podejrzeń - mówi Edward Waleczek. - Niestety, zaufał urzędnikom. Taki "pijany las" sugeruje, że na tym terenie już wcześniej były ruchy osuwiskowe. Gdyby urząd zażądał opinii geologa, ta budowa nigdy by się nie rozpoczęła.
Dom utopiony w błocie
Z uzyskaniem pozwolenia na budowę nie było kłopotu - burmistrz Cieszyna wydał je 12 marca 1998 roku. Latem budowa ruszyła. Dom stawiano systemem gospodarczym, Mirosław Chmiel sam wykonywał wiele prac. - Wybraliśmy humus, wytyczyliśmy schodkowe fundamenty - opowiada. - Padały deszcze, w wykopach stała woda. Kierownik budowy kazał mi zrobić 10-centymetrową podsypkę z piasku. W budynku powyżej była taka sama sytuacja – tam kazał zrobić 10-centymetrową podsypkę ze żwiru. Tam też miał błoto pod fundamentami. Teraz się tłumaczy, że grunt był dobry. Zdaniem Edwarda Waleczka zaniedbanie sprawy odwodnienia przyczyniło się do katastrofy. Dom zaprojektowano bez odwodnienia docelowego i bez odwodnienia w czasie budowy. Woda spływała na działkę nieutwardzoną, gminną drogą.
"Przy odbieraniu wykopów pod fundament kierownik budowy stwierdził, że grunt jest mokry - napisał Mirosław Chmiel w skardze do Prokuratury Rejonowej w Cieszynie. - Jako uprawniony budowlaniec nie zainteresował się, jak długo grunt był mokry, jak głęboko i jaki wpływ może to mieć na budynek i czy nie należałoby pomyśleć o jakimś koniecznym odwodnieniu. Zainteresował się tylko swoim honorarium!"
Kierownik budowy Kazimierz Stypa twierdzi, że osuwisko to zdarzenie losowe, którego nie sposób przewidzieć, podobnie jak trzęsienia ziemi. Mówi, że mokry grunt o niczym jeszcze nie świadczy. Twierdzi, że to inwestor nie wykonał zaleceń rzeczoznawcy, który polecił odwodnić skarpę i usunąć nadmiar ziemi. Według rzeczoznawcy Roberta Raszki odwodnienie - dreny odprowadzające wodę poza strefę budynku - każdy inwestor powinien zrobić sam. "Nie jest wymagane, aby odwodnienie było w projekcie - zeznał w prokuraturze. - Nigdy się tego nie projektuje. Wyjątkiem są na przykład głębokie piwnice".
Wykopy pod fundamentem
We wrześniu 1999 roku z budynkiem zaczęło się dziać coś niedobrego, na ścianach pojawiły się pierwsze pęknięcia. Dom stał o metr dalej niż był wytyczony.
- Kierownik budowy twierdził, że dom jest źle obsypany i dlatego zjeżdża po skarpie - opowiada Mirosław Chmiel. - Zacząłem więc taczką wozić ziemię i obsypywać budynek, aż kierownik był zadowolony. Później okazało się, że te nasypy tylko niepotrzebnie dociążają stok, powodując większe ruchy gruntu. Kierownik napisał w dzienniku budowy: niekontrolowane nasypy usunąć. Murarz i kierownik nie przewidzieli zagrożenia. Mówili, że dom się osadza na gruncie i że w każdym budynku mogą wówczas powstać rysy i pęknięcia. Uspokajali mnie. Potem mówili o awarii budowlanej, czyli o usterkach, które da się usunąć.
Zamiast powiadomić o problemach nadzór budowlany, kierownik budowy, wspierany przez rzeczoznawcę, postanowił ratować dom swoimi metodami. Mirosław Chmiel z pomocą kolegów miał kopać pod fundamentem do gruntu zwartego, na głębokość minimum dwóch metrów, i podbudowywać fundament.
- Przez 21 lat pracowałem w górnictwie, ale nigdy w takich warunkach - mówi Mirosław Chmiel. - Dwa metry pod fundamentem nie było jeszcze żadnego stabilnego gruntu. Gdy przestawaliśmy kopać, od razu powstawało błoto. Ściany wykopu pęczniały pod wpływem wody. Grunt pod fundamentem był mocno rozluźniony. W październiku budynek przesunął się o kolejny metr i przechylił, a inwestorowi zabrakło pieniędzy na dalsze wzmacnianie fundamentów.
- Pan Chmiel miał szczęście w nieszczęściu, że mu zabrakło pieniędzy - mówi Edward Waleczek. - Mógł zginąć w czasie tej pracy, mógł stracić jeszcze więcej gotówki, a i tak nie uratowałby budynku. Mówienie o awarii budowlanej w tym przypadku jest nieporozumieniem. Awaria to jest taki stan, który można naprawić. Tu mamy katastrofę budowlaną. Rzeczoznawca Robert Raszka uważa, że nie popełnił wówczas błędu. Twierdzi, że podbudowy pod fundamenty wykonuje się często. "Pan Chmiel zrobił tylko kilka odcinków i przerwał robotę - zeznał w prokuraturze. - Moim zdaniem, gdyby wykonał wszystkie zalecenia, to do takich odkształceń by nie doszło".
| | |
Najbardziej zagrożony osuwiskiem jest sąsiedni budynek. Autor: Leszek Kraskowski | Ściągi nie pomogły. Mur pęka dalej. Autor: Leszek Kraskowski |
Prokurator: przestępstwa nie było
We wrześniu 2000 roku Prokuratura Rejonowa w Cieszynie stwierdziła, że podczas budowy nie było zagrożone życie i zdrowie ludzi i umorzyła śledztwo. Ziemia osuwała się powoli, więc nie była niebezpieczna. Choć na skarpie stoją jeszcze dwa inne budynki, nie zostały uszkodzone. Prokuratura doszła do przekonania, że "nie nastąpiło zagrożenie mienia znacznych rozmiarów", gdyż Mirosław Chmiel wydał na budowę 80 tys. zł, a pod paragraf podpada mienie o wartości najniższego wynagrodzenia pomnożonego przez tysiąc. "Ustalenie, że dane zdarzenie nie wyczerpuje znamion przestępstwa nie przesądza, że nie podlega ono sankcjom prawa administracyjnego lub cywilnego" - stwierdziła asesor Dorota Szarawara. Mirosław Chmiel wytoczył sprawę cywilną kierownikowi budowy i autorowi projektu. Domaga się odszkodowania w wysokości 80 tys. zł. Biegły sądowy Jan Żurek ustalił, że autor adaptacji projektu miał obowiązek sprawdzić warunki posadowienia budynku i zweryfikować obliczenia statyczno-wytrzymałościowe. Dom jednorodzinny typu "Chaber" zaprojektowany był na teren równinny i należało go odpowiednio przeprojektować. Nie wiadomo jednak, czy do opinii biegłego przychyli się sąd.
Siły przyrody
Kierownik budowy uważa, że padł ofiarą niekompetentnych urzędników i sił przyrody.
- Od momentu wylania fundamentów do wykonania dachu dom stał trzynaście miesięcy i nie było żadnych odkształceń - mówi Kazimierz Stypa. - Budynek stał stabilnie. Nie osiadał pod ciężarem własnym, gdyż jest to budynek bardzo lekki, z betonu komórkowego, pokryty tylko deskami i papą. We wrześniu 1999 roku nastąpiło osuwisko skarpy na działce powyżej i miało taki zasięg, że epicentrum skupiło się na działce pana Chmiela, która znajduje się na skraju skarpy. Ta masa ziemi, która oderwała się na działce powyżej, nacisnęła na budynek i obsunęła go. Urzędnicy dopuścili do budowy w terenie niewłaściwym, a w dokumentach nie było żadnej wzmianki, że mogą tu być niekorzystne warunki gruntowe i należy dokonać badań. Kazimierz Stypa zapewnia, że już we wrześniu 1999 roku, gdy stwierdził pęknięcia fundamentów i ścian przyziemia, pojechał do projektanta i powiadomił go o sytuacji. Projektant zalecił przekazanie sprawy do rzeczoznawcy, który z kolei zalecił odwodnienie gruntu wszystkich działek.
Decyzja polityczna
Zagrożone są wszystkie budynki stojące na skarpie. Od 2 sierpnia 2000 roku na teren budowy Mirosława Chmiela nie wolno wchodzić - taką decyzję wydał powiatowy inspektorat nadzoru budowlanego. "Wstęp wzbroniony", "Grozi zawaleniem", "Zagrożenie życia" - ostrzegają tablice.
- Burmistrz powinien wystąpić o wykupienie tej działki i dać mi jakieś odszkodowanie, ponieważ urzędnicy tu wyraźnie zawinili - uważa Mirosław Chmiel.
- Moim zdaniem urząd nie popełnił żadnego błędu - mówi burmistrz Cieszyna Bogdan Ficek. - Te tereny były określone w planie zagospodarowania przestrzennego jako działki budowlane. Tak zostały zakwalifikowane przez fachowca, który opracowywał plan. Urzędnik, który nie musi nawet mieć uprawnień budowlanych, nie ma wiele do powiedzenia. Sprawdza poprawność dokumentów pod względem formalnym. To projektant był zobowiązany sprawdzić, w jakim terenie ten budynek powstaje i czy nie zachodzi konieczność specjalnego fundamentowania. Z kolei kierownik budowy miał obowiązek sprawdzić, czy grunt ma odpowiednią nośność. Gdyby stwierdził wówczas, że grunt jest nieodpowiedni, miał prawo wstrzymać budowę. Rada Miejska, która podjęła decyzję o przeznaczeniu tych gruntów pod budowę, nie jest niczemu winna. To nie są fachowcy od geologii i budownictwa. Rada podjęła decyzję polityczną.
Włodzimierz Cybulski, zastępca burmistrza, przyznaje, że sam nie podjąłby ryzyka, aby swój dom postawić w tak trudnym terenie. Uważa jednak, że gmina nie ma prawa wypłacać osobie prywatnej odszkodowania, dopóki sąd nie nakaże tego prawomocnym wyrokiem. W przeciwnym wypadku mieszkańcy mogliby zarzucić władzom gminy, że trwonią wspólny majątek.
Kosztowne badania
Władze nadzoru budowlanego nakazały Mirosławowi Chmielowi i gminie przeprowadzenie badań geologicznych całego stoku. Gmina twierdzi, że nie ma na to pieniędzy.
- Takie badania trwałyby kilka lat i kosztowałyby co najmniej 100 tysięcy złotych - uważa Hanna Waleczek, która napisała opinię geologiczną dotyczącą stoku. - Należałoby wywiercić wiele otworów, co najmniej 10-metrowych, a na budynku umieścić repery, czyli punkty mierzone co pewien czas przez geologów. Po ustaleniu płaszczyzny poślizgu można byłoby stabilizować takie osuwisko, ale to kosztowałoby kilkaset tysięcy złotych. Z ekonomicznego punktu widzenia to nie ma sensu.
Obok budynku Mirosława Chmiela stoi dom Joanny B. - w stanie surowym zamkniętym. Na razie nie pęka, ale jest zagrożony innym jęzorem osuwiska. Nadzór budowlany nakazał wstrzymanie wszelkich prac.
- Geologowie orzekli, że należy wykonać ekspertyzę całej skarpy, ale mnie na to nie stać - mówi Joanna B. - Wysłałam pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich, bo zanosi się na to, że budynek będzie stał pusty przez wiele lat. Pisałam ten list i płakałam. Utopiliśmy w tym domu dwa miliardy starych złotych, które odkładaliśmy przez dwanaście lat. Ktoś chyba, brzydko mówiąc, "wziął w łapę" za przystosowanie tych terenów pod budowę. Już w latach 80. leśniczy ostrzegał, że w lesie walą się zdrowe drzewa. Urzędnicy, którzy nie dopełnili swoich obowiązków, powinni skończyć w kryminale. Ja jestem w lepszej sytuacji niż pan Chmiel, bo mam budowę ubezpieczoną, choć płacę dużo wyższe stawki. Ale nie mogę budować i nie mogę wprowadzić się do domu. Będę stawała na głowie, aby urząd za to zapłacił.
Jak gmina ustala przeznaczenie terenu
Ustalanie przeznaczenia i zasad zagospodarowania terenu następuje w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego uchwalanym przez radę gminy. Uchwała taka nie może być sprzeczna z prawem, ale poza tym gmina ma dość dużą swobodę w zakresie przeznaczania terenów pod inwestycje. Jeśli jednak są jakiekolwiek wątpliwości, co do możliwości budowy na jakimś obszarze, to zwykle w planach miejscowych wprowadza się zakaz zabudowy albo dopuszcza zabudowę warunkowo - po uzyskaniu określonych opinii i uzgodnień (na przykład po wykonaniu ekspertyzy geologicznej czy uzgodnieniu projektu lub usytuowania budynku z określonymi organami). Gdyby taki zapis znalazł się w planie miejscowym lub w decyzji o warunkach zabudowy, inwestorzy prawdopodobnie nie ponieśliby aż takich strat. Zakwalifikowanie w planie miejscowym obszarów osuwiska jako terenów zabudowy mieszkaniowej wprawdzie nie stanowi naruszenia prawa, ale świadczy o braku wyobraźni miejskich urzędników i autorów planu.
Co powinni zrobić urzędnicy (Barbara Sysik)
Art.9 Kodeksu postępowania administracyjnego nakłada na organy administracji obowiązek należytego i wyczerpującego informowania stron o okolicznościach faktycznych i prawnych, które mogą mieć wpływ na ustalenie ich praw i obowiązków będących przedmiotem postępowania. Urzędnicy prowadzący postępowanie w sprawie ustalenia warunków zabudowy oraz w sprawie wydania pozwolenia na budowę powinni więc poinformować inwestora o skomplikowanych warunkach gruntowych, o ile o tym wiedzieli.
Poza tym powinni zastosować się do art.32 ust. 1 Prawa budowlanego, który stanowi, że pozwolenie na budowę jest wydawane po uprzednim uzyskaniu przez inwestora - wymaganych przepisami szczególnymi - uzgodnień, pozwoleń lub opinii. Jeśli zatem urzędnicy wiedzieli, że działka objęta zamierzeniem inwestycyjnym znajduje się na osuwisku, powinni szczególnie przyjrzeć się złożonej dokumentacji w zakresie geotechnicznych warunków posadowienia obiektu. W razie wątpliwości mogli zażądać od inwestora dostarczenia opinii geologicznej. Przepisy rozporządzenia z 24 września 1998 r. w sprawie geotechnicznych warunków posadowienia obiektów (Dz.U. nr 126, poz. 839) wymagają bowiem w takich wypadkach wykonania odpowiedniej ekspertyzy.
Gdy grozi katastrofa (Barbara Sysik)
W razie powstania zagrożenia kierownik budowy powinien natychmiast wstrzymać roboty, zapisać to w dzienniku budowy oraz powiadomić organ nadzoru budowlanego i inwestora (art. 22 Prawa budowlanego).
Budowa na skarpie (Krzysztof Traczyński, prowadzi firmę geotechniczną GEOTEST)
Jeśli dom ma być usytuowany na skarpie, szczególnie istotne jest zapewnienie stateczności skarpy obciążonej wznoszoną budowlą. Zdarza się, że w wyniku prowadzonych robót zostaje zachwiana równowaga i skarpa, a wraz z nią budowla, ulegają przemieszczeniu. Zdarza się, że wznoszenie budynku na zboczu wymaga szczególnych zabezpieczeń. Zwykle zależy to od budowy geologicznej podłoża, ale też i od wielkości projektowanego obiektu. Należy pamiętać, że budowa na skarpie wymaga szczególnej ostrożności i świadomych decyzji.
Oględziny działki
Przed wyborem lokalizacji budynku (a najlepiej przed podjęciem decyzji o kupnie działki) należy dokonać szczegółowych oględzin terenu. Najlepiej, gdy zrobi to doświadczony geotechnik. Oględziny muszą objąć teren, roślinność oraz okoliczne budynki. W terenie nie mogą być widoczne ślady świadczące o ruchach skarpy. Jeżeli pnie drzew rosnących na zboczu są powyginane i drzewa rosną w różnych kierunkach (tak zwany pijany las), jest to nieomylny znak, że skarpa przemieszcza się. Potwierdzą to pęknięcia i szczeliny widoczne w gruncie porośniętym trawą. Jeśli na skarpie lub w jej pobliżu stoją już jakieś budynki, należy zwrócić uwagę na ich stan techniczny. Rysy i pęknięcia widoczne na ścianach mogą być dowodem braku stateczności skarpy. Informacje o skarpie można też zdobyć, studiując plan warstwicowy na mapie - osuwisko ma charakterystyczny przebieg warstwic. Jeżeli skarpa była i jest stateczna, można przystąpić do projektowania domu. Na skarpie potencjalnie niestatecznej także można budować, ale wówczas konieczne jest wykonanie szeregu bardzo kosztownych zabiegów poprawiających warunki stateczności.
Badanie gruntu
Gdy projekt architektoniczno-konstrukcyjny jest już gotowy, przystępuje się do wykonania obliczeń stateczności skarpy obciążonej budowlą. Do tego konieczne jest przeprowadzenie wnikliwych badań geotechnicznych. Muszą one obejmować nie tylko teren samej działki, ale także podnóża skarpy i teren położony powyżej korony zbocza. Głębokość wierceń zależna jest od wysokości skarpy.
Na podstawie badań ustala się przebieg warstw gruntu i określa parametry wytrzymałościowe każdej z nich. Odpowiednie obliczenia wskazują, czy planowana inwestycja nie spowoduje przemieszczania się gruntu.
Zagospodarowanie wody deszczowej
Dla budynków wznoszonych na skarpie konieczne jest wykonanie sprawnie działającego drenażu. Drenaż odbiera wodę, która trafia na naturalną przeszkodę, jaką stanowią ściany budynku. Woda z drenażu musi być odprowadzona do kanalizacji deszczowej, rowu lub innego odbiornika, na przykład rzeki, kanału melioracyjnego. Pamiętać należy także o wykonaniu instalacji odprowadzającej wody opadowe spływające z dachu. Woda z dachu, a także spływająca z utwardzonych powierzchni wokół budynku nie może być odprowadzona do gruntu! Należy pamiętać, że zazwyczaj przyczyną powstania osuwiska jest zbyt duża ilość wody gromadzącej się w gruncie na zboczu. Stara prawda głosi, że "sucha skarpa, to skarpa stateczna".
Rośliny
Z miejsca, na którym stanie dom, zawsze zdejmuje się urodzajną warstwę gruntu, czyli humus, narusza się również szatę roślinną. Aby przywrócić warunki równowagi na skarpie, po zakończeniu budowy jak najszybciej należy posiać trawę, wszędzie tam, gdzie została zniszczona. Na powierzchni gruntu warto rozłożyć humus.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz