środa, 27 lipca 2011

Jacek Borkowski: o domu, do którego nie wchodzi się jak do muzeum. Pytanie o dom



Budować chcąc nie chcąc - musiałem. Mieszkaliśmy na Mokotowie w 16-metrowym pokoju. Córka dorastała, miała iść do szkoły. Trzeba było się na coś zdecydować. Akurat odziedziczyłem po babci dom.

Taką zrujnowaną budowlę z 1923 roku, nawet bez łazienki. Budynek wymagał natychmiastowego remontu, a my chcieliśmy przy okazji go rozbudować, bo to maleństwo miało wymiary zewnętrzne 10 na 5 metrów. Z rozbudowy zrobiła się normalna budowa – z chatki babci zostały dwie ściany. Nowy dom ma około 220 m2 powierzchni użytkowej.

Zaczęliśmy w 1987 roku
Budowanie zapewne i teraz  nie jest łatwe, ale ja przeszedłem gehennę. Fachowcy, uchowaj Boże, raz pili, raz pracowali, a ściany uciekały w bok – żaden pokój nie jest prostokątem. Wiadomo, jaka była sytuacja na rynku. Cement zdobyłem, bo akurat remontowano most Poniatowskiego. Drewno na więźbę i podłogi ściągałem z Bieszczad. Materiały do instalacji wodnej kupiłem z odzysku. Muszlę ustępową odbierałem od jakichś podejrzanych typów o drugiej w nocy! Jeszcze dziś jeżę się na wspomnienie tamtego budowania.

Dom traktuję jak dom
Chcę w nim mieszkać, nie przejmując się, że akurat wchodzę do niego w butach. Nienawidzę domów-muzeów. Męczy mnie przesadna czystość. Lubię domy, gdzie widać, że tętni normalnie życie. A w swoim chcę czasem kopnąć w złości krzesło, nie zastanawiając się, czy to nie bezcenny Ludwik. Kiedy jeden kolega poprosił mnie, bym u niego zdjął buty, powiedziałem: Po drugiej stronie jest kawiarnia. Tam na ciebie czekam. Mój dom stoi w bezpośrednim sąsiedztwie warsztatu. Samochodami zastawione jest całe podwórko. Od frontu wiszą półki z częściami. Widok nie jest ciekawy, ale niech się wstydzą ci, którzy to widzą. Ja nie.

Mam nieustającą satysfakcję
Jestem u siebie. Ten dom jest nasz, mamy z żoną czystą hipotekę, a przecież były już okresy, gdy nie mieliśmy gdzie mieszkać i ciążyły na nas potworne długi. Ta niezależność jest wspaniała; świadomość, że możemy krzyczeć, śpiewać. Często odbywają się u mnie próby – nikomu nie przeszkadzamy. A jak miło jest zjeść rankiem śniadanie pod naszą wiatą, być schowanym przed wszystkimi. Dom daje też możliwość grzebania w samochodach. Majsterkowanie przy starociach to moja ucieczka od codzienności (która innym może wydawać się barwna). A samochód traktuję jak drugi dom. Przejeżdżam rocznie 100 tysięcy kilometrów. Nie interesuje mnie szybkość, lecz podróż w komfortowych warunkach – w warunkach domowych. Często muszę przejechać 500 km, wyjść na scenę, a później jeszcze dotrzeć do kolejnego miasta.

Mój zawód...

...to ciągła walka ze sobą. Jeśli nie ma się takiego oparcia, jak własne miejsce, rodzina – jest ciężko. Dom jest hotelem, do którego z przyjemnością wracam. Żona zaakceptowała mój tryb życia. My nigdy nie planujemy wyjazdów wakacyjnych – jedziemy, jeśli wypadnie mi jakaś przerwa w zajęciach.
Jest tylko jedna rzecz, która wywołuje we mnie gorączkę: każdy dom, a ten mój szczególnie, wymaga remontów. Trzeba reperować dach, bo przecieka papa. Instalację wodną, jak mówiłem, wykonano z materiałów wtórnych, była nieszczelna – ostatnio musiałem wymienić połowę rur. Kocioł gazowy też dożywa ostatnich chwil – w końcu działa już 13 lat. A zakup kotła wiąże się z modernizacją instalacji grzewczej i wymianą grzejników. Ciągle dzieje się coś budowlanego – to jedyna słabość naszego domu – ja tak bardzo nie mam cierpliwości do cegieł...

Jacek Borkowski, lat 42, 188 cm wzrostu, aktor, znany z ról w serialach „Klan”, „Matki, żony i kochanki”. W wieku 12 lat wystąpił na Festiwalu Piosenki Harcerskiej w Siedlcach, 4 lata później w Kołobrzegu i Zielonej Górze. Ukończył szkołę muzyczną. Od 22 lat w Teatrze Ateneum w Warszawie.
Rodzina: żona Katarzyna, prowadzi dom. Córka Karolina, lat 21 – poszła w ślady taty, gra już w serialach telewizyjnych, obecnie w „Na dobre i na złe”.
Uwielbia stare samochody, które cierpliwie odnawia. W tej chwili ma dziewięć aut, z tego pięć zarejestrowanych. Kocha mercedesy. Szczególnie pasjonują go rajdy turystyczne.
Znak zodiaku: Baran.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz