środa, 27 lipca 2011

Inwestor mądry przed szkodą czyli o tym, jak i czy można wyjść z kłopotów.



Chcemy budować dom. Czasami już na początku jesteśmy zaskoczeni nieprzewidzianymi trudnościami. A że najlepiej uczyć się na cudzych błędach i doświadczeniach - pokażemy sytuacje trudne, a nasz prawnik podpowie, jak z nich wyjść. O ile jest wyjście...

Kłopoty z działką

Przykład 1. Dwunastu współwłaścicieli
W 1997 roku państwo Stanisława i Jerzy Kusionowie z Żar kupili działkę w rodzinnej wsi pana Jerzego. Byliby szczęśliwi, gdyby nie jedno „ale”. Nabyli nie całość, lecz współwłasność: stali się właścicielami 12/16 części nieruchomości. Ktoś oprócz nich miał jeszcze prawo do gruntu. Tylko kto? Kiedy otrzymali wypis z księgi wieczystej, okazało się, że pozostałe 4/16 gruntu należy do... dwunastu osób!
Któż by się tego spodziewał? – opowiada pani Stanisława. – Rodzina, od której kupiliśmy pole, uprawiała je od 1932 roku i nikt nie rościł sobie pretensji do tego gruntu.
Stanisława i Jerzy byli dobrej myśli. Wystąpili do sądu o zniesienie dziwnej współwłasności. Sąd Rejonowy w Tarnowie zażądał stawienia się pozostałych współwłaścicieli gruntu, a jeśli nie żyją, to ich następców prawnych, następców następców...
Jak ich znaleźć? – głowili się państwo Kusionowie. Jak na ironię nazwiska o takim brzmieniu są w tej gminie bardzo popularne – noszą je rodziny niespokrewnione ze sobą! Próbowali obejść przeszkodę. Wystąpili o  pozwolenie na budowę domu na swojej części. Urząd gminy odmówił. Zażądał zgody od pozostałych dwunastu. Współwłasność nie jest podzielna – w świetle prawa dotyczy każdej grudki ziemi.
Radzi nieradzi małżonkowie zabrali się za odtwarzanie drzewa genealogicznego dwóch powtarzających się nazwisk współwłaścicieli. Rozmawiali ze starymi ludźmi, jeździli po wsiach. Minął rok, nim wszystkich odnaleźli. Połowa współwłaścicieli nie żyła, w ich imieniu występować mieli dorośli już potomkowie. Teraz państwo Kusionowie czekają na rozprawę.

Sprawdzać przed kupnem!
Przed zakupem działki należy sprawdzić, kto jest jej właścicielem. Lepiej nie kupować udziału we współwłasności gruntu, jeśli nie wiemy, kim są pozostali współwłaściciele i gdzie przebywają. Urząd ma rację. Aby wybudować na takim gruncie dom, potrzebna jest zgoda wszystkich współwłaścicieli.

Stanisława Kusion: Niełatwo odnaleźć dwunastu współwłaścicieli.
Autor: Andrzej T. Papliński

Przykład 2. Kto zapłaci za drogę?
Ta historia jest jak zadanie matematyczne. Właściciel gruntu podzielił pole na 20 działek. 10 domów miało powstać w zabudowie szeregowej, 10 w zabudowie bliźniaczej, natomiast przez środek parceli została wytyczona droga dojazdowa, z której będzie korzystać 10 rodzin – mieszkańców szeregówki. Pytanie: Kto ma zapłacić właścicielowi pola za drogę? Rolnik domaga się pieniędzy od rodzin z szeregówki. Zapłaciłem za działkę pod budowę domu – rozważa jeden z inwestorów. – Nie rozumiem, dlaczego muszę wykupić jeszcze 1/10 drogi dojazdowej. Droga ma 150 m długości, cena udziału wynosi prawie 45% sumy, jaką zapłaciłem za działkę.

Płacą użytkownicy drogi
Jeśli ktoś dzieli grunt, to musi wydzielić również drogę dojazdową do nowo powstałych działek. Gdy droga taka nie została przewidziana w planie miejscowym jako droga publiczna, to pozostanie nadal prywatną własnością dotychczasowego właściciela. Może on zażądać od nabywców przyległych do drogi działek wynagrodzenia za korzystanie z drogi albo sprzedać im ją na zasadzie współwłasności.

Droga dojazdowa na osiedlu: kto za nią zapłaci?
Autor: Zygmunt Stępiński

Kłopoty wokół projektu

Przykład 1. Dom szeregowo-wolno stojący
Wszystko zaczęło się latem 1999 roku, kiedy to Urząd Gminy w Pieszycach w Dolnośląskim ogłosił przetarg na sprzedaż działek budowlanych. Młodemu małżeństwu, Marlenie i Dariuszowi Ziernikom spodobało się szczególnie jedno miejsce, blisko centrum. - Byliśmy zdecydowani kupić upatrzone działki. - Nim odbył się przetarg, Marlena poszła do Urzędu zapytać, czy jeśli kupią sąsiadujące działki (1600 m2), będą mogli zbudować dom wolno stojący. Usłyszała, że plan zagospodarowania przestrzennego Pieszyc przewiduje na tym terenie zabudowę szeregową. Plan – miała powiedzieć urzędniczka – ma się zmienić.
Ziernikowie uwierzyli na słowo. Przystąpili do przetargu. A że na ich działki nie było chętnych, więc bez problemów zrealizowali plan: kupili 4 sąsiadujące parcele za 16 tys. zł. Coś mnie niepokoiło – opowiada Marlena. – Dlaczego byliśmy sami na przetargu? Wystąpili o warunki zabudowy i już znali odpowiedź: „Na omawianym obszarze możliwa jest jedynie zabudowa szeregowa” – przeczytali. Szukali wyjścia. Niektórzy architekci radzili, żeby budować nietypowy dom – taką „niby-czteroszeregówkę”, ale jednorodzinną. Albo „dom – pierwszy w szeregu”: duży, lecz pozbawiony okien w szczytach. W końcu ktoś w Urzędzie poradził: Można zmienić plan miejscowy. Marlena słyszała, że koszt takiej zmiany to 20-30 tys. zł, a procedura trwa minimum 2 lata. Było inaczej. Rada podjęła uchwałę o przystąpieniu do zmiany planu, a Marlena znalazła sprawną pracownię urbanistyczno-architektoniczną, która podjęła się przygotować odpowiednią dokumentację.
Prowadzone w ekspresowym tempie przygotowanie nowego planu i zebranie uzgodnień zajęło pracowni 7 miesięcy, od marca do września 2000 roku. Było więc trochę prawdy w opiniach, że zmiana planu to droga przez „urzędów mękę”. Państwo Ziernikowie zapłacili 2,5 tys. zł (i tyle samo sąsiad zainteresowany zmianą planu). Rada gminy zatwierdziła zmianę. 3 stycznia 2001 roku Urząd wydał warunki zabudowy. Marlena i Darek wystąpili o pozwolenie – wreszcie będą mogli się budować.
- Straciliśmy tyle czasu. Gdybym teraz kupowała działkę – mówi Marlena – najpierw poznałabym warunki zabudowy, a dopiero później decydowała się na kupno.
Na razie czeka, codziennie studiuje projekt. Ściany żółte, okna drewniane... Darek się śmieje.

Pozostaje zmiana planu
Jeżeli w planie miejscowym wyraźnie określono rodzaj zabudowy dopuszczalny na danym terenie, to nie można budować obiektów, które nie spełniają tych wymogów. Na działkach przeznaczonych w planie pod zabudowę szeregową nie można więc wybudować domu wolno stojącego z oknami z każdej strony. Z kolei budowa tylko jednego domu na środkowej działce jest prawnie dopuszczalna, ale nie ma sensu.
Zakup działki o innym przeznaczeniu jest obarczony dużym ryzykiem. Zmiana planu może trwać bardzo długo i opóźnić budowę, a koszty mogą być wysokie. W tym wypadku udało się to zrobić tanio.
Wniosek nasuwa się sam: nie warto kupować działek, których przeznaczenie nie odpowiada naszym planom.

Marlena Ziernik: Na tej działce mogliśmy stawiać tylko niby-szeregówkę.
Autor: Andrzej T. Papliński

Przykład 2. Czy bliźniaki mogą się różnić?
Projekt obydwu połówek oraz pozwolenie na budowę określały bliźniaka jako lustrzane odbicie. W trakcie budowy coś się stało: połówki zaczęły się różnić. Jeden był taki jak w projekcie, drugi nie. Przybyły na miejsce urzędnik stwierdził tylko, że budowa prowadzona jest legalnie, bo zmiany w projekcie zostały wpisane do dziennika budowy.
Skoro buduję zgodnie z projektem, czy mogę domagać się, aby sąsiad budował swoją połowę tak samo? – pyta właściciel połowy. 

Niestety, bliźniaki mogą się różnić
Jeżeli działki przeznaczone pod zabudowę bliźniaczą stanowią odrębne nieruchomości, właściciel jednej z nich nie może ingerować w sposób korzystania z nieruchomości należącej do sąsiada. Nie może zmusić sąsiada do wybudowania lustrzanego odbicia własnego budynku. Oczywiście idealnym rozwiązaniem jest sytuacja, gdy sąsiedzi są zgodni i prowadzą budowę równocześnie według jednolitego projektu. Jeśli jednak sąsiad postanowi wprowadzić istotne zmiany w trakcie budowy (na przykład podwyższyć budynek lub zmienić rozkład okien) i uzyska na to pozwolenie z urzędu, to na sąsiednich działkach mogą powstać dwa różne domy, które trudno będzie nazwać bliźniakami. Takich zmian nie można wprowadzać samowolnie, wpis do dziennika budowy nie wystarczy.
Oczywiście każdy z sąsiadów ma prawo uczestniczyć w postępowaniu administracyjnym związanym z udzieleniem pozwolenia na budowę na sąsiedniej działce. Może więc interweniować, gdy sąsiednia budowa naruszy jego interesy (na przykład przesłoni budynek lub wyloty kominów).
Jeśli jednak będą spełnione wszystkie warunki techniczne, to sąsiad nie będzie miał wpływu na sam wygląd zewnętrzny drugiej części bliźniaka.


A oto inne przykłady bliźniaków: jak widać mogą być takie same...
Autor: Andrzej T. Papliński
...ale też mogą się całkiem różnić.
Autor: Andrzej T. Papliński

Ciało obce na działce

Przykład 1. Dom pod linią
Kilka lat temu kupiliśmy od rolnika działkę budowlaną w Charzykowych – opowiada Anna Struś, lekarz z Chojnic. – Przebiegała przez nią linia energetyczna średniego napięcia (15 kW). W Urzędzie Gminy powiedziano nam, że miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego przewiduje przełożenie tej linii – z napowietrznej na podziemny kabel.
Państwo Strusiowie zaufali planowi, zaufali też  architektowi z Charzykowych. Architekt uspokajał: Skoro plan przewiduje przełożenie linii, tak się stanie.
Na razie nic nie zapowiadało kłopotów. Zlecili architektowi opracowanie projektu i uzyskali pozwolenie na budowę. Później jednak zdecydowali się zmienić projekt na dom o wiele większy. Procedurę załatwiania pozwolenia na budowę trzeba było rozpocząć od nowa. Otrzymali je w sierpniu 1997 roku i rozpoczęli prace. Wszystko załatwiał kierownik budowy. Inwestycja postępowała sprawnie. Gdy jednak osiągnęła stan surowy, we wrześniu 1997 roku, do Charzykowych przybył pracownik Zakładu Energetycznego. Zażądał wstrzymania wszelkich prac. Uzasadnienie: „Kolizja z linią energetyczną i zagrożenie życia budujących”. Okazało się, że budynek przekroczył obszar ochronny pięciu metrów od linii energetycznej. Co gorsza – krawędź połaci dachowej wypadała wprost pod skrajnym przewodem!
W czerwcu 1998 roku Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego wstrzymał całkowicie budowę „do czasu usunięcia kolizji z linią energetyczną”.
Tak zaczęło się błędne koło, jakim stało się ustalenie: kto odpowiada za realizację planu miejscowego?
Zakład Energetyczny nie zamierza przekładać linii. Stanisław Osowski, kierownik Wydziału Dystrybucji ZE w Chojnicach, wyjaśnia: Zamierzenia planu nie są deklaracją, że wykonamy taką przebudowę na własny koszt. Ta przebudowa miała nastąpić kosztem i staraniem inwestora bądź inwestorów terenu. Przełożenie linii na koszt dwóch zainteresowanych rodzin to wydatek 60 tys. zł.
Państwo Strusiowie wydali już około 150 tys. zł na budowę domu, który od ponad dwóch lat stoi i niszczeje. Od dwóch lat powinni już mieszkać...

Plany bywają martwe
Plan miejscowy zawiera zwykle ustalenia co do przyszłych inwestycji gminy. Nie można nikogo zmusić na drodze administracyjnej do realizacji ustaleń planu w określonym czasie. Dlatego zapisy o planowanej przebudowie sieci czy budowie dróg są często zapisami martwymi. Zdarza się, że plany nie są realizowane i w końcu wygasają.
Jeśli przewidziana do przebudowy sieć koliduje z planami inwestycyjnymi właściciela nieruchomości, musi on wynegocjować jej przebudowę albo wystąpić o to do sądu. Nie można natomiast zmieniać projektu albo lokalizacji wbrew uzgodnieniom Zakładu Energetycznego.

Anna Struś: Wedle planu gminy linia powinna być przeniesiona.
Autor: Andrzej T. Papliński

Przykład 2. Słup pośrodku
Od 10 lat jestem właścicielem domu – opowiada jeden z naszych Czytelników. Około 7 lat temu, wróciwszy z pracy, zastałem rozkopany i zdeptany ogródek, a pośrodku wkopany słup betonowy w kształcie litery A, w miejsce starego słupa drewnianego. Obecnie, gdy stałem się właścicielem samochodu, bardzo brakuje mi wjazdu z ulicy, który chciałbym urządzić kosztem części ogrodu. Nie mam też gdzie parkować auta. Gdyby nie uprzejmość sąsiada, maluch stałby na ulicy. Jak zmusić energetyków do przestawienia słupa?

Nic bez zgody właściciela
Nikt nie ma prawa prowadzić na nieruchomości jakichkolwiek prac bez zgody właściciela (albo starosty) upoważniającej do zajęcia części nieruchomości. Jeśli zakład energetyczny wymienił słup na prywatnej działce, nie informując o tym właściciela, zrobił to nielegalnie. Osoba, której własność naruszono, może, a nawet powinna wystąpić do sądu o usunięcie postawionego niezgodnie z prawem słupa.

Niechciane sąsiedztwo
Przykład 1. Zostanie wielki dół
W 1997 roku Ewa i Bogdan Bartczakowie zakupili 3,5 ha gruntu 30 km od granic Warszawy. Bogdan ma dobry fach – jest stolarzem. Ewa chciałaby zająć się szkółkarstwem. No a przede wszystkim to marzyli o tym, by zamieszkać na wsi.
Przed kupnem postępowaliśmy tak, jak radzi Murator – mówi Bogdan. – Sprawdziłem plan zagospodarowania przestrzennego, zasięgałem opinii sąsiadów.
W 1998 roku uzyskali warunki zabudowy i pozwolenie na budowę domu. Najpierw postawili budynek gospodarczy – ze stolarnią i małym mieszkaniem dla siebie. Budowę domu zaplanowali na lata.
Jesienią 1998 roku dowiedzieli się, że w pobliżu ich domu ma powstać żwirownia. Co to jest żwirownia, Bartczakowie dobrze wiedzą. Kilometr dalej, pod lasem była już jedna. Ogromne wyrobisko zalane wodą, w którym niedawno utopił się nastolatek. A w tygodniu ciężarówki jadące polną drogą w tumanach kurzu.
Bogdan patrzy na ten krajobraz i mówi: Najbardziej niepokoi nas to, co będzie z wyrobiskami w przyszłości.
Rada Gminy Żabia Wola miała rozpatrzyć wniosek o zgodę na otwarcie żwirowni (czyli zmianę planu zagospodarowania przestrzennego gminy), tymczasem mieszkańcy Bartoszówki powołali Komitet Przeciwników Nowych Żwirowni. Zebrali 180 podpisów. Rozwieszali protest na przystankach i w sklepach. Pisali: „Protestujemy przeciwko nierespektowaniu praw mieszkańców. Protestujemy przeciwko wprowadzaniu na teren naszej gminy inwestycji uciążliwych dla mieszkańców...”. Protestowali i wątpili: Czy radni mają obowiązek słuchać głosu mieszkańców?
Wreszcie 30 stycznia 2001 roku odbyła się decydująca sesja rady. Radni odrzucili zmianę planu zagospodarowania terenu. Żwirowni nie będzie.
A więc można wygrać – cieszą się Ewa i Bogdan. Trzeba rozmawiać z sąsiadami, szukać pomocy radnych, zadawać urzędnikom pytania na piśmie i dokumentować swoje działania. No i trzeba powołać komitet protestacyjny.

Warto protestować
Ustalenie przeznaczenia i zasad zagospodarowania terenu dokonywane jest w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego uchwalanym przez radę gminy. Mieszkańcy gminy mogą brać czynny udział w opracowywaniu takiego planu poprzez składanie wniosków do planu, protestów i zarzutów. Jeśli jakiś wniosek nie zostanie uwzględniony, zarząd gminy ma obowiązek pisemnie powiadomić wnioskodawcę o terminie wyłożenia do publicznego wglądu projektu planu i podać przyczyny odrzucenia wniosku.
Jeśli ustalenia przyjęte w projekcie planu będą naruszały czyjś interes prawny (na przykład w sąsiedztwie będzie zaplanowana jakaś uciążliwa inwestycja), to osoba taka może wnieść zarzut do planu. Powinien on być rozpatrzony przez radę gminy. Uchwała o odrzuceniu zarzutu może być zaskarżona do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Aktywne i solidarne działanie mieszkańców może mieć spory wpływ na decyzje gminy.


Ewa i Bogdan Bartczakowie: Wygraliśmy ze żwirownią...
Autor: Andrzej T. Papliński
...drugiej takiej glinianki już nie będzie.
Autor: Andrzej T. Papliński

Przykład 2. Działka dla piłkarzy
Trzy lata temu kupiłem od podwrocławskiej gminy działkę budowlano-rolną – opowiada pan Jerzy Michalewski, architekt z Wrocławia. – W umowie notarialnej znalazł się zapis, że „działka nie jest obciążona żadnymi wadami”. Okazało się, że jest inaczej.
Część rolna działki pana Jerzego przylega do boiska. Półtora roku temu we wsi powstała drużyna piłki nożnej. Chłopcy z zapałem trenują i rozgrywają mecze. Pan Jerzy nie miałby nic przeciw temu, gdyby nie drobny szczegół: jego działka stała się zapleczem bramki. Wszystkie piłki lądują na moim polu, nawet te, które wpadają do bramki, bo jest ona pozbawiona siatki. Na nic zdało się symboliczne ogrodzenie z pojedynczego drutu przeciągniętego między palikami. Piłkarze zniszczyli je. Nie ma ogrodzenia, które by poradziło, bo młodzież i tak będzie za piłką przełazić – rozważa architekt i zastanawia się, co ma począć z tą „spaloną ziemią”. Pyta: Czy domagać się od gminy, aby wadliwą część działki wymieniła mi na inną?

Ogrodzenie od gminy
Sąsiedztwo, o którym nabywca wiedział w momencie zakupu nieruchomości, nie stanowi wady działki. Bliskość boiska nie wyklucza bowiem wykorzystywania nieruchomości zgodnie z jej przeznaczeniem. Nie wchodzi więc w grę wymiana działki lub odstąpienie od umowy. Gdyby piłkarze powodowali jakieś szkody, można zażądać od nich dokonania naprawy lub zapłaty odszkodowania. Można też wystąpić przeciwko gminie, jako właścicielowi terenów sportowych, o zaniechanie naruszeń i doprowadzenie do stanu zgodnego z prawem, czyli wykonanie ogrodzenia zabezpieczającego przed wpadaniem piłki na sąsiednie pole.

Nawet niecelne strzały trafiają na działkę pana Jerzego Michalewskiego.
Autor: Jerzy Michalewski

Przykład 3: Śmierdzący problem
Miejscowość podwarszawska. Teren coraz bardziej intensywnej zabudowy jednorodzinnej – atrakcyjny dla warszawiaków, którzy chcą wynieść się z zatrutego spalinami miasta. Tymczasem niepozorna – dla tych, którzy kupowali działki – zabudowa okazała się świniarnią. Smród z tuczarni rozchodzi się w kierunku, w którym akurat wieje wiatr. Nie pomaga wtedy nawet zamykanie okien. Cierpią wszyscy okoliczni mieszkańcy. Także z tego powodu, że gospodarz wylewa gnojówkę na swoich polach w pobliżu miejscowości. Ma pozwolenie na swoją działalność, świniarnia jest w sporym oddaleniu od zabudowań. Że przykry zapach nie daje mieszkańcom żyć? Gospodarz ma swoją rację: To moje źródło utrzymania. W urzędzie gminy rozkładają ręce i radzą skarżyć rolnika do sanepidu. Mieszkańcy pytają: Jak pozbyć się tej przykro pachnącej sprawy?

Udowodnić uciążliwość
O uciążliwościach związanych z prowadzeniem hodowli można poinformować sanepid. W razie stwierdzenia naruszenia wymagań higienicznych i zdrowotnych powiatowy inspektor sanitarny nakazuje usunięcie w ustalonym terminie stwierdzonych uchybień. Sanepid może również nakazać likwidację hodowli lub chowu zwierząt, ale tylko wówczas, gdy stwierdzone naruszenia stwarzają bezpośrednie zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzi. O sprawie można też poinformować inspekcję ochrony środowiska, która może sprawdzić, czy właściciel świniarni należycie rozwiązał problem usuwania nieczystości (co robi ze ściekami?).
Jeśli hodowla jest prowadzona zgodnie z przepisami, to raczej nie będzie możliwości całkowitego zakazania jej prowadzenia. Jeżeli właściciel nieruchomości podejmuje działania, które zakłócają korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, sąsiedzi mogą wystąpić do sądu z roszczeniem o zaniechanie takiego działania. W opisanej sprawie właściciele sąsiednich nieruchomości musieliby jednak udowodnić, iż działania związane z funkcjonowaniem świniarni stanowią nadmierną uciążliwość dla mieszkańców okolicznych domów.

W sprawie budki...

„Proszę mnie poinformować – pisze Czytelnik Muratora ze Śląska – czy Telekomunikacja Polska może postawić budkę telefoniczną 105 cm od mojego płotu? Pomijając, że to trochę nieładnie przyjść i bez pytania postawić komuś coś takiego pod nosem, zachodzi tu chyba konflikt prawny. Jako właściciel posesji mam obowiązek dbać o ten fragment chodnika, na którym stoi budka, choćby odśnieżając go w zimie. To ja mam odśnieżać? Dlaczego?! Nie jestem niewolnikiem Telekomunikacji. Ale jeśli nie odśnieżę, a ktoś się przewróci i poda mnie do sądu?
A co ze śmieciami? Przecież wiadomo, że korzystający z telefonu wyrzuca zużytą kartę, i w ogóle wszystko, co akurat ma niepotrzebnego w kieszeniach. I co ja mam robić? Sprzątać? Co mam robić, gdy przychodzą dzwonić chmary dzieciaków – drą się! Raz przyszły do mnie dziewczynki i prosiły o jakieś narzędzie, bo im aparat połknął kartę.
Przychodzi różnego rodzaju element. Taka budka jest dla nich swoistym przystankiem. Bo gdyby nie ona, to by sobie poszli! A tak idą, patrzą: budka. Więc jak to pijacy, mają nieodpartą chęć zadzwonienia gdzieś, a ja w środku nocy muszę słuchać pijackiego bełkotu.
Chciałbym jeszcze nadmienić, że posesja jest dość mała. Dom stoi w odległości 6 metrów od płotu. Taka budka to doskonały pretekst do jakiegoś bandyckiego napadu. Ja po prostu nie mogę spać, gdy ktoś w nocy podejdzie pod mój dom. Niby rozmawia, a może szykuje się do skoku. Co mam zrobić?”

Telefon, przystanek, kiosk - może trafić na każdego...
Autor: Andrzej T. Papliński

Udowodnić, że hałasują
Właściciel nieruchomości musi się liczyć z tym, że na ulicy naprzeciwko jego domu może stanąć budka telefoniczna czy przystanek autobusowy. Lokalizacja takich obiektów nie wymaga uzgodnienia z właścicielem przyległej posesji, lecz z zarządcą drogi. Jeśli sposób usytuowania takich urządzeń uniemożliwia prawidłowe korzystanie z nieruchomości (na przykład tarasuje wjazd na posesję), można się zwrócić do zarządcy drogi o ustalenie innej lokalizacji.
Istnienie budki telefonicznej nie zwalnia właściciela posesji z obowiązku utrzymywania czystości i porządku na chodniku położonym wzdłuż nieruchomości.
Oczywiście właściciel ma nie tylko obowiązki, ale także prawa, m. in. do obrony przed niekorzystnym oddziaływaniem innych osób na swój grunt, także w postaci tak zwanej immisji, czyli działań, których skutki są odczuwalne na gruncie sąsiednim, pomimo że nikt nie wkracza na ten grunt bezpośrednio. Za takie oddziaływanie można również uznać wytwarzanie hałasu przez osoby korzystające z budki telefonicznej. Właściciel nieruchomości mógłby więc zażądać od Telekomunikacji usunięcia lub zmiany lokalizacji budki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz