piątek, 29 lipca 2011

Kanadyjczyki po pilsku.





Firma Larix z Piły obiecywała dom w trzy miesiące. Większość pieniędzy pobierała z góry. Do łódzkiej prokuratury zgłosiło się ośmiu klientów, którzy twierdzą, że padli ofiarą "szczegółowo zaplanowanego oszustwa".



















Do stanu pod klucz jeszcze daleko.
Autor: Leszek Kraskowski
W domu Bogdana Ostachowicza nie ma kątów prostych, a cokół nie został wykończony.
Autor: Leszek Kraskowski
Woda z dachu spływa na drewno, bo nie ma rynien.
Autor: Leszek Kraskowski

Larix mamił klientów wizją taniego domu (1200 zł/m2) w technologii szkieletowej, postawionego w ekspresowym tempie. Chętnych znalazł wielu, zwłaszcza pod koniec 1999 roku, gdy powszechna była obawa, że Sejm lada moment zlikwiduje dużą ulgę budowlaną. Budował wolno, pozostawiając za sobą rozbabrane budowy. Właściciel firmy, Zbigniew Ch., tłumaczy, że nie kończy budów, bo jest poważnie chory.
- Przyszli do mnie ludzie, pobili kijami bejsbolowymi, okradli, a ja wylądowałem nieprzytomny w szpitalu, z połamaną ręką i do dzisiaj walczę o swoje życie - mówi Zbigniew Ch. - Mam krwiak na mózgu, czeka mnie trepanacja czaszki. Jeśli odzyskam zdrowie, klienci zostaną ukarani. To są oszuści. Teraz się denerwują, bo wiedzą, że wszyscy przegrają sprawy w sądzie i będą mi musieli zapłacić. Są mi winni 350 tysięcy złotych.
Zbigniew Ch. sugeruje, że zbirów wynajęli klienci. Ci z kolei napisali do prokuratury, że boją się o własne zdrowie i życie, gdyż szefowie Lariksu grozili im „podpaleniem, zniszczeniem mienia oraz pobiciem”. Jedna z klientek wynajęła nawet ochroniarzy. Łódzka prokuratura potraktowała doniesienie poważnie - wszczęła śledztwo, przesłuchuje klientów i właściciela firmy.

Fundament za 60 tysięcy

- Od początku chciał złapać frajerów, wyciągnąć pieniądze, a później niech się dzieje, co chce - tak filozofię działania Lariksu przedstawia Wiesława G., jedna z klientek. Robert Tosiek za 60 tysięcy złotych dostał jedynie fundament i to marnej jakości. - To miał być specjalny fundament według technologii Legalettu [szwedzki system grzewczy - przyp. L.K.] - mówi Robert Tosiek. - Tymczasem pan Ch. wylał zwykły fundament, na głębokość zaledwie 50 cm. Według biegłego, którego powołałem, ten fundament do niczego się nie nadawał. Pogrubiłem go na własny koszt i rozwiązałem umowę z Lariksem. Do dziś nie otrzymałem zwrotu pieniędzy. Myślę, że pan Ch. celowo dążył do zerwania umowy.
Umowy były wyjątkowo niekorzystne dla klientów. Przy podpisywaniu umowy klient musiał wpłacić 30% wartości domu. Po wykonaniu stanu surowego otwartego (tak zwany I etap) firma z Piły żądała kolejnych 40%. A więc gdy dom pod klucz był gotowy w 25%, właściciel Lariksu miał w kieszeni 70% wartości domu. Kolejne 30% otrzymywał po wstawieniu okien, drzwi i pokryciu dachu dachówką. Wówczas - jak twierdzą poszkodowani - szef Lariksu przestawał interesować się budową ich domów.
Grażyna i Wiesław Zuchorowie za „bliźniaka” zapłacili 240 tysięcy złotych. W zamian otrzymali szkielet domu (biegły stwierdził, że dom jest gotowy w 25%). Sami powstawiali stare okna, aby nie dopuścić do zniszczenia budynku. Ostatni raz na budowie robotnicy pojawili się w listopadzie ubiegłego roku. Na poddaszu nie ma wentylacji. Widać nieoheblowane deski i ciemne plamy na podłodze - ślady po kałużach wody. Komin jest nieuszczelniony, a ściana w piwnicy przepuszcza wodę.
- Wiatr pozrywał papę, a gonty wciąż nie były położone - mówi Wiesław Zuchora. - Konstrukcja zaczęła się robić zielona. Gonty leżały od sierpnia, a robotnicy założyli je dopiero w listopadzie. Nie mieli ochoty do pracy, bo pan Ch. im nie płacił. Skarżyli się, że nie mają co jeść.
- Ten pan powinien zapłacić 360 tysięcy złotych, a zapłacił jedynie 240 tysięcy - tłumaczy Zbigniew Ch. - Jest mi winien 31 tysięcy za drugi etap budowy. Pisałem do niego wezwania. Mało tego, nie mogę doprosić się podstawowej dokumentacji tego budynku.
Państwo Zuchorowie nie mają ochoty ryzykować z dalszymi przedpłatami. Boją się, że stracą kolejne pieniądze.

Klienci w euforii

Bogdan Ostachowicz swojego kanadyjczyka w Zgierzu wykańcza na własną rękę. Dom miał być gotowy w czerwcu 2000 roku. Do podpisania umowy z Lariksem inwestora skłoniła niezwykle atrakcyjna cena - 1200 złotych plus VAT za metr kwadratowy  domu pod klucz.
- Dotarłem do Lariksu drogą okrężną, przez warszawską firmę, od której kupiłem projekt - mówi Bogdan Ostachowicz. - Szef tej firmy polecił mi Larix jako sprawdzonego wykonawcę. Spotkałem się z panem Ch. Stanęło na tym, że jeśli dam zaliczkę na dom jeszcze w 1999 roku, to cena zostanie utrzymana. W grudniu 1999 roku podpisaliśmy umowę. Z prawnikiem się nie konsultowałem, byłem w euforii, żona też, pan Ch. wzbudzał zaufanie. Policjant, który mnie ostatnio przesłuchiwał, powiedział, że z moich ust słyszy to samo, co od innych klientów.
„Przed podpisaniem umowy państwo Ch. stwarzali wrażenie osób bardzo uczciwych, prawdomównych, fachowych w zakresie budownictwa” - napisali klienci w zbiorowym doniesieniu do prokuratury.
- Pytałam pana Ch., dlaczego ma tak niskie ceny - opowiada Wiesława G.
- Tłumaczył, że sam bierze udział w budowaniu, a po drugie jego żona ma hurtownię materiałów budowlanych i może taniej kupować materiały. Pierwszy raz widziałam go w kombinezonie i kasku na głowie i w to uwierzyłam. Wyjaśnienie było przekonujące. Wszystkim wydawał się na początku osobą bardzo wiarygodną. Wręcz byłam pełna podziwu, że jest taki energiczny.

Fachowiec kuje cztery razy

Budowa domu w Zgierzu się opóźniała. Bogdan Ostachowicz zorientował się, że kary za opóźnienia po stronie wykonawcy przewidziane w umowie są symboliczne. Gdyby natomiast wycofał się inwestor, tracił 50 tysięcy złotych. - Po kilkunastu moich telefonach przyjechał pan Ch. z żoną i powiedzieli wprost, że mają problemy finansowe - opowiada Bogdan Ostachowicz. - Mówili, że na kilku budowach w Łodzi klienci ich oszukali i nie zapłacili, więc nie mogą rozpocząć budowy mojego domu, chyba że zgodzę się na podwyższenie ceny. O zwrocie zaliczki nie było mowy. Zastanawiałem się, czy nie zrezygnować, bo spotkałem ludzi z Ozorkowa, którym Ch. budował dom i nie skończył, i którzy ostrzegali mnie, że z jakością jest fatalnie. Uprzedzali, że gdy Ch. weźmie wszystkie pieniądze, ucieknie z budowy.
Bogdan Ostachowicz nie chciał tracić zaliczki i ostatecznie zgodził się na wyższą cenę - 1480 zł/m2. Szybko tego pożałował. Problemy zaczęły się już na etapie fundamentów. Fachowcy z Lariksu kuli beton cztery razy, bo jakość fundamentów zakwestionował inspektor nadzoru.
- Nie mieli żadnych narzędzi, tylko ręczną piłę do drewna - mówi inwestor. - Było ich czterech i ta piłka.
Ch. przywiózł drewno fatalnej jakości, powyginane we wszelkich możliwych płaszczyznach. Mówili, żebym się tym nie przejmował, bo wyprowadzą i ponaciągają. Docinali ręczną piłką, czasami się udawało, czasami nie. Wówczas nie sprawdzałem kątów ani pionów, nie widziałem tych wszystkich błędów. Gdy Ch. były potrzebne pieniądze, przyjeżdżał i mówił: „Daj, bo trzeba kupić gwoździe, kawałek płyty, styropian. Jak chcesz, żebym budował, to daj”. Ja już tak daleko zabrnąłem, że dawałem. Nie dopuszczałem myśli, że oni tego mogą nie skończyć. Myślałem, że on naprawdę nie ma pieniędzy. Ekipa mieszkała w Zgierzu, nie przypuszczałem, że mogą zniknąć z dnia na dzień. Kupiłem nawet profesjonalną piłę, aby im łatwiej było deski przycinać.



Za dom w stanie surowym otwartym państwo Zuchorowie zapłacili 240 tysięcy złotych.
Autor: Leszek Kraskowski
W piwnicy wilgoć. Jedna ze ścian przepuszcza wodę.
Autor: Leszek Kraskowski
Otwory okienne zasłonięte są prowizorycznie.
Autor: Leszek Kraskowski

Pojedynek rzeczoznawców
Wojciech Nitka, ekspert z Centrum Budownictwa Szkieletowego, określił stan zaawansowania prac w Zgierzu na 55%. Początkowo dom miał kosztować nieco ponad 150 tysięcy złotych, w umowie napisano, że 184 tysięcy złotych, ale inwestor zapłacił już ponad 200 tysięcy. „Wykonawca wykonał budynek poza wszelkimi wymaganiami stawianymi przez Warunki techniczne wykonywania i odbioru robót budowlano-montażowych” napisał w ekspertyzie Wojciech Nitka i wytknął mnóstwo błędów. Na przykład: legary podpodłogowe ułożone są bezpośrednio na płycie betonowej (powinny leżeć na folii izolującej drewno od bezpośredniego kontaktu z betonem), zamiast paroizolacji są worki foliowe, w kalenicy dachu brakuje otworów wentylacyjnych, a ściany są krzywe.
Na zlecenie Zbigniewa Ch. powstała jednak kontropinia, w której Sławomir Boroń dowodzi, że wszystko jest w porządku, stan zaawansowania robót „wynosi minimum 115% wartości umowy” (wyższy standard, dodatkowe 30-metrowe poddasze), a inwestor powinien dopłacić 56 840 złotych plus odsetki za zwłokę. Opinia jest napisana niezwykle oryginalnym językiem. „Konstrukcja ścian jest prosta i odpowiada wszystkim normom konstrukcyjnym dla ścian stosowanych w budownictwie - napisał Boroń.
- Montaż paroizolacji jest właściwy. W ostatnim fragmencie stropu założono prowizorycznie folię z worka – miejsce »prowizorki« zostało celowo wyeksponowane dla celów rzeczoznawczych. Nawiewy w okapach i wywiew w kalenicy dachu są robotami końcowymi III etapu. Powoływanie się na ich brak jest szukaniem dziury w całym, o co najwyraźniej zabiega inwestor. Legary podpodłogowe nie są ułożone, lecz rozłożone w celu przymiarki oraz należytego składowania. Ten, kto twierdzi, iż jest to montaż elementów wykończeniowych podłogi, jest laikiem albo ma w tym swój własny określony cel. Ponadto dowiedziono, że inwestor nie szanuje dobrego imienia wykonawcy, który był dobry, dopóki nie wołał o pieniądze za swoją pracę”.

O klientach, co Murzyna chcieli

- Czytałam opinię pana Nitki, który dla mnie jest żadnym fachowcem - mówi Danuta Ch. - Prędzej czy później udowodnimy, że budynki są prawidłowo wybudowane. My w te domy włożyliśmy nasze wspólne oszczędności. Mąż nikomu pieniędzy nie ukradł: domy wybudował, ludzie mieszkają, mają w nich hiszpańskie płytki, wszystko jest w normie. Ludzie chcą mieć pobudowane pałace za śmieszne pieniądze i na końcu jeszcze nie płacą. Żądają złotych klamek, wanien z hydromasażami, a na końcu kazaliby jeszcze ustawić Murzyna do wachlowania. Nie wiem, jak ich określić - taki człowiek jakby mógł, to wyssałby krew do końca i jeszcze zdeptał. To wszystko są oszuści.
9 listopada 2000 roku ostatni robotnicy zeszli z budowy domu w Zgierzu. Bogdan Ostachowicz pożyczył im pieniądze na bilety, bo nie mieli za co wrócić do domu.
- To była druga ekipa - mówi Bogdan Ostachowicz. - Pierwsza wyjechała w połowie sierpnia, ponieważ szefa nie było przez dwa tygodnie. Nic im nie płacił, nie mieli nawet na jedzenie i pewnego dnia odjechali. Zostawili po sobie totalne pobojowisko, sfilmowałem to kamerą wideo. Jeden wcześniej zbierał złom, drugi był pomocnikiem blacharza samochodowego. To była przypadkowa zbieranina, o żadnej precyzji przy budowie nie mogło być mowy. A mój dom miał być domem wzorcowym.

13 400 zł za pilnowanie budowy

Klienci Lariksu zgodnie twierdzą, że roszczenia finansowe, jakie ma wobec nich Zbigniew Ch., są fikcyjne.
- Ch. wymyślił sobie, że mam zapłacić 13 400 złotych za pilnowanie budowy - mówi Wiesława G. - Za połowę tej sumy sama bym się chętnie zatrudniła i strzegła tej budowy. Gdy moi znajomi przychodzili oglądać dom w weekendy, nigdy nie spotkali żadnego stróża. Wcześniej umówiliśmy się, że udostępniam pracownikom barak z łóżkami w zamian za strzeżenie terenu. Potem dostałam rachunek.
Od Bogdana Ostachowicza szef Lariksu zażądał 6200 złotych za „skradzione” narzędzia. Złożył w tej sprawie nawet doniesienie do prokuratury.
- Kupowałem narzędzia za własne pieniądze - twierdzi Bogdan Ostachowicz. - Faktury brałem na Larix, bo tak się umówiliśmy.
Ostachowicz zrezygnował z dachówki bitumicznej, którą miał dostarczyć Larix. Kupił inną po 24 zł/m2. Za rezygnację ze „standardowej” dachówki Zbigniew Ch. zaproponował klientowi zwrot pieniędzy – 9 zł/m2. Tyle według szefa Lariksu kosztuje metr kwadratowy dachówki bitumicznej ze Zduńskiej Woli. Sprawdziliśmy. Poinformowano nas, że najtańsza dachówka bitumiczna w hurcie kosztuje 18 zł/m2.
- Mam dojścia, kupuję za pół ceny - mówi Ch.
- W trakcie budowy ciągle się dowiadywałam, że coś jest poza standardem: kolor tynku, dachówki, mimo że przed rozpoczęciem robót wszystko uzgodniliśmy w obecności mojego prawnika i inspektora nadzoru - mówi Krystyna O. - Niestety, były to ustalenia ustne. Za żółty kolor tynku musiałam dopłacić. Ch. przywiózł tynk mineralny, niezgodny z umową. Położył go późną jesienią, gdy już były przymrozki. Tynk ma przebarwienia, miejscami poodpadał. Za wylanie tarasu, który był w projekcie i na którym opiera się wysunięta część budynku, zażądał dodatkowych pieniędzy. Poprosiliśmy o wykaz, co jest w standardzie, a co nie jest, ale nigdy go nie dostaliśmy. Za siding zażądał dodatkowych pieniędzy, bo również okazało się, że nie jest w standardzie. Folii pod dachem, między wełną a przestrzenią wentylacyjną, nie założył, bo powiedział, że do naszej budowy nie będzie dopłacać. Zamiast na rusztowaniu drewnianym wełna mineralna została rozpięta na sznurkach. Teraz słychać, jak te sznurki pękają.

Grzybobranie

Krystyna O. do dziś walczy z grzybem, a raczej grzybami, bo ma ich całą kolekcję. Specjaliści z Instytutu Fermentacji i Mikrobiologii Politechniki Łódzkiej wykryli w jej domu grzyby pleśniowe z rodzaju Chaetomium, Cladosporium, Aspergillus i Acremonium. „Z rodzaju tych grzybów pochodzą gatunki odpowiedzialne za powstawanie mykotoksyn i różnego rodzaju alergenów szkodliwych dla zdrowia - czytamy w opinii. - Zarodniki grzybów pleśniowych są wszechobecne”.
- Robotnicy z Lariksu podbili wysuwnice płytą OSB – opowiada Krystyna O.
- W ten sposób całkowicie odcięli dopływ powietrza, na poddaszu w ogóle nie było wentylacji. Dach jest czterospadowy, wentylacja jest utrudniona. Powietrze stało, kisło. Poszycie było wilgotne już w momencie montażu ocieplenia. Kapała z niego woda. W pewnym momencie stwierdziliśmy wykwity grzybowe. Zamiast użyć Boramonu, Ch. walczył z grzybem jakimś preparatem solnym, który w ogóle nie zadziałał. Boramon przywiózł dopiero za trzecim podejściem.
- Nastąpiło zderzenie temperatur - tłumaczy Zbigniew Ch. - Na dole mieliśmy już włączone agregaty Legalettu, a na górze przymrozek i szron na dachu. Było –10°. Para skropliła się na płytach gipsowo-kartonowych. Są to przypadki niezależne od wykonawcy. Poniosłem duże straty, bo budynek był już prawie gotowy. Wszystko musiałem zerwać, spryskać Boramonem, zabezpieczyć i na nowo zastosować system ociepleń wełną mineralną, założyć nową paroizolację, płytę gipsowo-kartonową itd. Czyli to ja poniosłem straty. Nie było potrzeby, żeby od razu cały budynek pryskać Boramonem.
Rzeczoznawca budowlany inżynier Gerard Korbel stwierdził, że grzyb powstał z powodu błędów wykonawcy. Nie było dachówki, deszcze spowodowały zawilgocenie płyt poszycia oraz wełny mineralnej. Na dodatek drewno było źle zaimpregnowane. „Niewielka szczelina powietrzna i zbyt małe otwory wentylacyjne były niewystarczające do szybkiego wysuszenia wilgoci - napisał biegły. - Następowało też wtórne zawilgocenie w wyniku skraplania się uwięzionej w stropodachu wilgoci”.


Dom jest szkieletowy, dosłownie.
Autor: Leszek Kraskowski
Niektóre słupki nie zostały nawet oheblowane.
Autor: Leszek Kraskowski

Wirtualny Larix

Zbigniew Ch. twierdzi, że ma krwiak na mózgu i od 21 września ubiegłego roku jest na zwolnieniu lekarskim. Klienci mówią, że choroba nie przeszkodziła szefowi Lariksu w wyjeździe do Hiszpanii w styczniu 2001 roku. W zawiadomieniu do prokuratury napisali, że boją się, iż państwo Ch. uciekną za granicę. Szef Lariksu choruje od września, jednak na internetowej giełdzie (www.drewno.pl/gielda) zamieścił 2 października i 25 listopada ogłoszenia - m.in. poszukiwał stałego dostawcy tarcicy obrzynanej świerkowej, modrzewiowej, bukowej.
- Mam takie potrzeby, ale nie buduję - mówi Ch. - Moja firma nie zajmuje się tylko budową domów w systemie kanadyjskim. Do 1998 roku miała mocno rozwinięte biuro handlu zagranicznego. Sprzedawaliśmy bardzo dużo tarcicy i elementów domów za granicę. Mam bardzo dobrych klientów zagranicznych, którzy poszukiwali towaru. Dlatego im pomogłem jako pośrednik. Nie zgłosiłem zawieszenia działalności. Działam jednoosobowo i nie muszę tego robić.

Przeanalizuj umowę, zanim ją podpiszesz
Gdy składamy podpis pod treścią jakiejkolwiek umowy, pamiętajmy, że trzeba się będzie z tej umowy wywiązać, także wtedy, gdy zawiera ona niekorzystne dla nas postanowienia. Dlatego wcześniej trzeba dokładnie przeanalizować treść umowy, zwłaszcza w części dotyczącej zasad płatności, harmonogramu robót, kar umownych oraz możliwości odstąpienia od umowy.
W umowie trzeba koniecznie zapisać, że wpłacanie kolejnych rat wynagrodzenia wykonawcy będzie uzależnione od postępu prac na budowie. Wysokość rat powinna być dostosowana do wartości wykonanych robót, a pierwsza rata (wpłacana zwykle przy podpisaniu umowy) nie powinna przekraczać 10% całości wynagrodzenia. Poza tym trzeba ustalić nie tylko ostateczny termin wykonania domu, ale także terminy wykonania poszczególnych etapów umowy. Można wówczas ocenić, czy ewentualne opóźnienia na budowie dadzą się nadrobić, czy też wyraźnie wskazują, że wykonawca nie dotrzyma terminu zakończenia budowy. Jeśli tak, to inwestor może od umowy odstąpić bez wyznaczania dodatkowego terminu zakończenia robót. Niestety inwestorzy bardzo często podpisują niekorzystne dla siebie umowy, na przykład godzą się na:
- sztywne terminy płatności, niezwiązane z postępem prac na budowie,
- dokonywanie płatności z góry,
- płacenie rat niewspółmiernie wysokich w stosunku do zrealizowanych robót.
Nie powinni się więc dziwić, że w razie niedotrzymania terminów płatności wykonawca odmawia kontynuowania budowy. Umowy o roboty budowlane są zazwyczaj tak skonstruowane, że w wypadku zwłoki inwestora, wykonawca może nie tylko pobierać kary za opóźnienie (odsetki ustawowe lub kary umowne), ale także odstąpić od umowy bez żadnych konsekwencji.

Nie wyręczaj wykonawcy w płatnościach
Gdy roboty na budowie posuwają się w żółwim tempie, nie próbuj przyspieszać ich na własną rękę. Zwykle powoduje to tylko zwiększenie ogólnych kosztów budowy domu. Niestety inwestorzy często godzą się na kupowanie za własne pieniądze niezbędnych materiałów lub narzędzi, chociaż umowa wyraźnie stanowi, że dostarcza je wykonawca. Kolejnym błędem jest płacenie robotnikom, których zatrudnia wykonawca, aby tylko wzięli się do roboty. Jak wskazują doświadczenia naszych Czytelników, również przesuwanie terminu zakończenia robót i podnoszenie wynagrodzenia nie rozwiązuje problemów z niesolidnym wykonawcą. Takie zmiany w stosunku do treści podpisanej umowy legalizują jedynie działania niesolidnych wykonawców i utrudniają lub wręcz uniemożliwiają dochodzenie roszczeń przed sądem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz