środa, 27 lipca 2011

Problem z sąsiadem . Co zrobić?



Odpowiadamy: dbać o względy sąsiadów, a gdy dojdzie do konfliktu, ustępować. Sąsiad wróg to nieszczęście. Wróg, który przegrał - to katastrofa.

Co zrobić - w granicach prawa - psu sąsiada, żeby przestał ciągle szczekać? Ujada o różnych porach dnia i nocy, nie dając wytchnienia okolicy. Szczeka bez powodu, sam do siebie. Z właścicielem nie sposób się dogadać, więc może z psem? Karmić by go kiełbasą, niech zacznie pilnować także naszego obejścia. Tylko że on zjada kiełbasę i dalej szczeka, zamknięty w swoim małym boksie. I jeszcze hałasuje metalową miską. Wcześniej miał plastikową, ale ją pożarł...
Co zrobić sąsiadowi, który ma czereśnie. By chronić je przed szpakami, porozwieszał na drzewach półmetrowe kawałki blachy. Gdy wieje wiatr, blachy uderzają o siebie...
Co zrobić sąsiadowi, który rusza samochodem z piskiem opon, chociaż nosi okulary o szkłach grubych jak denko butelki. Raz złamał prawą nogę - w gipsie siadał za kierownicą. Nie zdążył zahamować i wjechał w nasz płot. Dobrze że nie przejechał dzieci...
Co zrobić sąsiadce, która z upodobaniem suszy mokre pranie na wspólnej siatce ogrodzeniowej. Czy pomazać płot jakimś mazidłem? Czy odciąć rękawy koszul (tłumacząc się później utratą zdolności rozpoznania znaczenia własnego czynu)? A może wybudować mur? Co zrobić... pytanie to powraca  w listach do Muratora, w grupach dyskusyjnych w Internecie. Konflikty międzysąsiedzkie zatruwają życie, a powodów, by nie lubić sąsiada, jest wiele - patrz nasze Vademecum. 
Powodów jest wiele, nie ma jednak (prawie!) takiego, dla którego warto psuć stosunki międzysąsiedzkie! Na pytanie Pawlaka: Będziem się bili czy godzili? - namawiamy do jednej odpowiedzi: Godzili. Bo jaki zysk będzie z kłótni, jaki z naszego zwycięstwa? Sąsiad wróg to nieszczęście, ale wróg, który przegrał - to katastrofa. Nienawidzący nas, plujący na nasz widok, skory do złośliwości - nie pozwoli nam zapomnieć. On nie zapomni nigdy. Choćbyśmy wygrali spór, satysfakcji nie będzie. „Zły sąsiad bardziej boli niż rany” - mówi przysłowie. Codziennie przyjdzie nam znosić wrogość, w najlepszym razie zimną obojętność, udawanie, że drugi człowiek nas nie widzi i my go nie dostrzegamy.
Warto ustępować. Możemy wprawdzie iść do sądu, ale te niechętnie rozpatrują spory sąsiedzkie. Sprawy ciągną się latami, a coraz to nowe opinie biegłych i adwokat zrujnują nas na długo przed wyrokiem.

Najważniejsze: dobrze zacząć

Doświadczeni przez los ludzie mówią: Nie szukaj działki, lecz sąsiadów. Warto pamiętać, że naszego domu nie zbudujemy na Księżycu, że zwykle obok nas ktoś będzie mieszkać. Przed wyborem działki należy dyskretnie, acz dokładnie zaobserwować i wypytać, kim są przyszli sąsiedzi. Czy aby nie trafimy na zawodowego awanturnika - taki kocha kłótnię, wystarczy mu byle pretekst. Źle, jeśli sąsiadem będzie pijak lub znany w okolicy złodziejaszek. Bardzo uciążliwi są mali przedsiębiorcy: właściciele drukarni, warsztatów samochodowych, zakładzików wytwórczych - ci zapewnią nam hałas, wyziewy, dym.
Radość życia na pewno zabije tuczarnia świń, nawet niewielka hodowla na 30 sztuk - fetor niesie się na kilometr, a w porze karmienia kwik jest przeraźliwy.
Wyeliminowanie zagrożeń - to jedno. Działania pozytywne - to drugie. Tuż przed notarialnym kupnem działki trzeba uroczyście odwiedzić sąsiadów. Nawet jeśli wcześniej z nimi rozmawialiśmy, teraz przyszła pora, by się przedstawić, poinformować o planach i zrobić ogólnie dobre wrażenie. Zyskujemy przyjaciół, uszanowaliśmy słuszne prawa ludzi, którzy mieszkają tu dłużej. Zaniechanie prezentacji jest nietaktem, ale i naszą stratą: sąsiedzi muszą się domyślać, kim jest intruz w ich okolicy.

Sąsiedzi radzą, my budujemy

Bezcenna jest pomoc sąsiadów - wiedzą, gdzie wynająć koparkę, gdzie najtaniej kupić żwir i cement, polecą instalatora. Można zbudować dom systemem gospodarczym, idąc szlakiem dobrych rad i wynajmując lokalnych fachowców. Trzeba jednak bardzo uważać: lokalne zwyczaje budowlane (i fachowcy) mogą być z poprzedniej epoki: murarz, który przez lata budował wieżowce z wielkiej płyty, hydraulik, który ciągle łączy stalowe rury na gwint i pakuły... Tanio nie oznacza dobrze, dlatego niezbędny będzie inspektor nadzoru, nasz człowiek na budowie. Bez niego „tanio” i „na miejscu” - obróci się przeciwko nam!
Pod kontrolą „lokalnie” znaczy łatwiej i oszczędniej. Każda okolica ma swoich rozpitych kawalerów, bez pracy, choć z jakimś użytecznym fachem. Polecają swoje usługi. Odradzamy. Taka współpraca często źle się kończy. Ci panowie pracują „na flaszkę”, robią niedokładnie, są nieprzewidywalni (przyjdzie - nie przyjdzie?) i gotowi okraść pracodawcę. A często za pół roku, gdy nie mają za co pić, podpowiedzą kolegom: Tam warto się włamać. Przeciwieństwem takiej postawy jest zaprzyjaźniony sąsiad, gospodarz. Warto nawet przepłacać, ale mieć w okolicy miejscowego człowieka, który na czas przywiezie nam drewno do kominka, skosi trawnik, przypilnuje domu, gdy wyjedziemy. Trzeba dbać o taki kontakt, nieraz owocuje on przyjaźnią. Będziemy też bezpieczniejsi. Najlepszym sposobem na złodzieja - uczy policja - nie są zamki w drzwiach i alarmy, lecz sąsiad.

Sąsiad szuka haka

Nawet najspokojniejszy człowiek pod słońcem może zostać stroną wojny międzysąsiedzkiej. Zaczyna sąsiad - od niedomówień, żalów, pretensji. Większość konfliktów jest awanturą o nic. Najpewniejszą zaś przyczyną jest zawiść. Budujesz dom piękniejszy niż ma sąsiad? Wiele ryzykujesz. Sąsiad może próbować utrudnić ci życie. Oto kilka jego sposobów.

Blokowanie pozwolenia na budowę. Właściciele sąsiednich działek dostają z urzędu gminy zawiadomienie o wydanym pozwoleniu na budowę. Mają 14 dni na odwołanie się od tej decyzji. Sąsiad szukający konfliktu korzysta z tego prawa. Argumentuje, że projekt nie spełnia warunków technicznych, usytuowanie domu pogorszy walory jego działki (cień, widok z okien), że inwestor nie posiada praw do dysponowania terenem. Jeden z częściej stosowanych argumentów upadł: Trybunał Konstytucyjny zniósł konieczność uzyskania zgody sąsiada na postawienie domu przy granicy działki.
Rada: Z pozwolenia ciesz się dopiero po dwóch tygodniach od jego otrzymania. Nikt go nie oprotestował.

Wykorzystywanie błędów proceduralnych. Bardzo często urzędy, wydające pozwolenie na budowę, nie zawiadamiają o swej decyzji sąsiadów inwestora. To woda na młyn protestujących. Wnoszą zaraz do urzędu gminy o stwierdzenie nieważności decyzji albo do urzędu wojewódzkiego - o wznowienie postępowania i uchylenie decyzji. Później jest Główny Urząd Nadzoru Budowlanego, Naczelny Sąd Administracyjny - długotrwała droga przez urzędy. A budowa? Na wniosek skarżącego urząd rozpatrujący skargę może wydać postanowienie wstrzymania inwestycji!
Rada: Materiały do budowy domu należy kupować po uprawomocnieniu pozwolenia, w innym wypadku możemy stać się kolekcjonerami cementu i cegieł na martwej budowie.

Polowanie na odstępstwa. Budowanie domu bez pozwolenia to jak jechanie samochodem 150 km na godzinę po krętej drodze. Roztrzaskanie się i nakaz rozbiórki są pewne. Równie ryzykowne są odstępstwa od projektu - praktyka jakże częsta na polskich budowach. Wrogi sąsiad czyha w nadziei, że inwestor „popełni” jakąś innowację. Większy ganek, przesunięte okno, podwyższona ścianka kolankowa i sąsiad zaczyna działać: alarmuje prokuraturę, urząd gminy i nadzór budowlany. Inspektorzy nadzoru mają obowiązek sprawdzić skargę. Gdy stwierdzą odstępstwa, wstrzymują budowę. W ciągu dwóch miesięcy (tracimy sezon!) nadzór budowlany musi zadecydować:
- czy inwestor ma doprowadzić budowę do stanu zgodności z projektem;
-  czy inwestor ma dostarczyć na własny koszt opinię rzeczoznawcy (ekspertyza techniczna domu ze zmianami);
- czy orzec samowolę budowlaną i nakazać rozbiórkę.
Rozbiórka to dramatyczny finał, ale artykuł 48 Prawa budowlanego jest w tej materii bezwzględny: kto buduje „na dziko”, musi ponieść konsekwencję.
Rada: Planuj wygląd i rozplanowanie swojego dom przed uzyskaniem pozwolenia. Projekt jest dziełem zamkniętym, wszelkie zmiany wprowadzane w czasie budowania są groźne dla inwestora - sąsiad czuwa.

Ostateczność: dobrze skończyć

95% budów przebiega bez zakłóceń, a stosunki międzysąsiedzkie układają się wzorowo. Gdy jednak nie mieliśmy szczęścia i każdego dnia odczuwamy nienawiść sąsiada, pozostaje ostatnia (wcale nie żartobliwa) rada: najlepiej się wyprowadzić. Jest tyle pięknych miejsc, gdzie możemy żyć bez osobistego wroga. Zaoszczędzimy zdrowia, poznamy nowych ludzi. „Kto ma dobrego sąsiada, ma zawsze dobry poranek” - mówi przysłowie. Warto tę mądrość wziąć do serca.

Urzędy zasypane skargami

Urzędy administracji zalewa fala nienawiści i zawiści ludzkiej. Ludzie mają prawo do skargi i z niego korzystają, zwłaszcza że protest prawie nic nie kosztuje. Za cenę znaczka pocztowego można wstrzymać budowę - sąsiedzi to wykorzystują. Z prawa odwołania czynią swój obowiązek i przywilej. Wzrost liczby skarg jest lawinowy. Ludzie oskarżają się nawzajem, oskarżani są fachowcy i urzędnicy. W 1999 roku do Departamentu Orzecznictwa GUNB wpłynęło 1129 skarg. W 2000 roku było takich skarg 2156. To efekt tego, że ludziom w większości zaczęło się żyć źle, że pogłębiają się różnice majątkowe w społeczeństwie. Trudno ścierpieć, że ktoś ma lepiej.

Konflikt z zagubioną przyczyną

W jednym domu na przedmieściach Łodzi mieszkają dwie rodziny - Materscy i Kowalikowie. Rodziny są spokrewnione - to efekt historii: przed laty matka Pawła Materskiego dostała od dziadków Kowalików pokój. Z czasem następne pokolenie dobudowało do tego pokoju część domu. Obie rodziny żyły pod jednym dachem, ale z oddzielnymi wejściami i ogródkami. Niezgoda nastała, gdy Kowalikowie zabrali się za remont swojej części domu. Opowiadają Materscy: Chcieli zagarnąć dla siebie także strych, który jest po naszej stronie. Zaprotestowaliśmy i z tego powodu nas znienawidzili.
Konflikt od razu przybrał na sile. Kowalikowie manifestacyjnie odgrodzili się od Materskich betonowym murem, przystawionym do siatki, która wcześniej rozdzielała dwa ogrody. Furtka w ogrodzeniu trafia teraz w ślepą ścianę. Materscy nie pozostali dłużni. Zaczęli pisać do różnych urzędów, by zlikwidować kotłownię Kowalików, usytuowaną w pobliżu ich okna. Nawet w sierpniu leci na nas sadza. Kowalikowie za to nie wpuszczają Materskiego, by otynkował ścianę domu, dostępną tylko z ich ogrodu.
Materscy szukają sprawiedliwości, bo uważają, że Kowalikowie posadzili za blisko ich okna w kuchni świerki - zacieniają okno.
Kowalikowie donoszą do straży miejskiej na psa Materskich - czy sąsiad ma zezwolenie na trzymanie rasy agresywnej?
Materscy oskarżają Kowalików, że nasadzili żywopłot tak blisko ogrodzenia, że w przyszłości będzie przerastał na ich stronę. Kowalikowie skarżą do prokuratury, że zostali przez sąsiada „zelżeni potokiem wulgarnych słów”. 
Rozmowy z Kowalikami kończą się wyzwiskami pod naszym adresem - bronią się Materscy. Kowalikowie domagają się, by woda z rynien z części dachu Materskich leciała tylko na ich stronę. Materscy zamknęli sąsiadom wodociąg (zegar jest w ich części domu), a następnie zaczęli wystawiać im rachunek za faktyczne zużycie wody, a nie jak dotąd „pół na pół”.
Ile razy była wzywana policja, straż miejska, pracownicy sanepidu, nadzoru budowlanego, ochrony środowiska, urzędu miasta - nie zliczy. Co jest przyczyną konfliktu? Czyżby kawałek strychu?
Skądże! Już w projekcie, przed remontem pozostawiliśmy część strychu dokładnie nad mieszkaniem Materskich - przekonują Kowalikowie.
O co więc walczą dwie skłócone rodziny? Tego nikt nie wie.


Dwa spojrzenia na jedną z przyczyn konfliktu. Zdaniem państwa Materskich świerki zacieniają okno.
Autor: Andrzej T. Papliński
Zdaniem państwa Kowalików zarzut jest całkowicie bezpodstawny. Wszystko zależy od punktu patrzenia.
Autor: Andrzej T. Papliński

Nie pozwala i koniec

Jan Tobiasz spod Zduńskiej Woli nie pozwala na przedłużenie sieci energetycznej. Słup stoi na jego działce. Zamyka bramę wjazdową na kłódkę, parkuje samochody pod słupem. Nie pozwala i koniec.
Jadwiga Manios nabyła sąsiednią działkę w 1999 roku. Otrzymała wszelkie pozwolenia potrzebne do rozpoczęcia budowy. Kiedy ekipa chciała podłączyć kabel do słupa linii energetycznej, pan Tobiasz powiedział: Nie. Tłumaczył, że boi się spadków napięcia w zasilaniu. Zakład energetyczny nie potwierdził jego obaw.
13 września 2000 roku Jadwiga Manios złożyła doniesienie do prokuratury. Wkrótce otrzymała odpowiedź: „Z uwagi na brak cech przestępstwa Prokuratura postanawia odmówić wszczęcia dochodzenia”. W zakładzie energetycznym dziwią się: „Dlaczego zwlekacie z podłączeniem? Macie naszą zgodę”.
Inwestorka jest bezradna: Czy mam się bić z sąsiadem? Zaś Jan Tobiasz na wspomnienie konfliktu denerwuje się: Nie pozwolę, żeby ktoś tu wszedł. Jestem właścicielem tego gospodarstwa czy nie? Dlaczego ktoś chce łamać moje prawa osobiste?

Jak wejść na podwórko sąsiada, skoro nie wpuszcza? Budować dom bez prądu? – ma problem pani Jadwiga Manios.
Autor: Andrzej T. Papliński

Droga przez sąsiedzką mękę

Jarosław Makowski z Warszawy: Kiedy kupowałem działkę za miastem, wychodziłem z założenia, że ludzie nie muszą się kochać. Wystarczy, że się tolerują. Taką przyjąłem politykę wobec sąsiadów. Po lewej stronie mojej działki stoi niewielkie gospodarstwo. Po prawej pole należące do tego gospodarstwa. Nie wezwałem geodety - uwierzyłem sprzedającemu, że przebieg granic jest zgodny z mapą. Ale kiedy chciałem postawić ogrodzenie na miedzy - sąsiad zaprotestował: Musi pan odsunąć płot o pół metra, żebym nie zahaczał pługiem. Próbowałem się dogadać - bez skutku. Rad nierad odstawiłem płot, przy okazji prostując przebieg granicy. Po roku pierwsza skiba orki sąsiada była tuż pod płotem. Zmilczałem ten zabór - w imię sąsiedzkiej zgody. Kiedy jednak gospodarz sprzedał swoje pole - moja część za ogrodzeniem bezpowrotnie przepadła na rzecz nowych właścicieli - nie sposób przestawiać ciężkiego płotu.
Kolejny zatarg poszedł o projekt. Sąsiad gospodarz oprotestował pozwolenie, argumentując, że mój dom zacieni jego podwórko, zasłoni mu widok na pole (Jakie pole? Przecież je sprzedał!), że dym z komina będzie wpadał w okna na piętrze jego domu. Urząd gminy oddalił skargi, sąsiad odwołał się i przegrał.
Kiedy mój dom był na etapie prac wykończeniowych, zobaczyłem, że sąsiad szykuje się do budowy. Wkrótce zaczął stawiać obskurny hangar, rodzaj stodoły, tuż przy moim ogrodzie. Nie udzielił odpowiedzi, jaki jest cel tej budowli, dopiero w urzędzie dowiedziałem się, że wznosi budynek gospodarczy. Nie miałem argumentów, by wstrzymać budowlę, żona płakała. Proszę sobie wyobrazić ogród pod ścianą betonowego hangaru, który zasłania widok na las.
Któregoś ranka obudził nas dźwięk pracującej piły. Nic nowego na wsi. Kiedy jednak hałas dobiegał od ogrodu i wieczorem, i kolejnego dnia, zrozumiałem, że sąsiad zaczyna wygrywać. W hangarze urządził tartak. Tym razem ja szukałem sprawiedliwości w urzędzie. Kiedy przyjeżdżała inspekcja, u sąsiada panowała cisza jak makiem zasiał. Ale kiedy odjeżdżała... Przestaliśmy się sobie kłaniać, musiałem udawać, że nie słyszę obraźliwych epitetów rzucanych pod moim adresem. Najgorzej, że dzieci gospodarza nastawione przeciwko moim dzieciom, pobiły je dotkliwie. Zgłosiłem sprawę w szkole i na policji, ale nie mogłem wymagać, żeby radiowóz parkował na granicy naszych domów.
Sąsiad kocha wojnę - mnie i żonę codzienny konflikt wykańczał. Czuliśmy się zmaltretowani, ciągle w poczuciu zagrożenia i niepewności, zdenerwowani. Wysypywanie śmieci, niszczenie ogrodzenia, puszczanie na złość głośnej muzyki - to była nasza codzienna droga przez sąsiedzką mękę. Jak się zachować w takiej sytuacji? Skarżyć, zniżyć do tego samego poziomu? Mieliśmy dosyć. Powrót do miasta – to było jedyne wyjście, ostatnia nasza szansa. Wykorzystaliśmy ją...

Każda działka może paść ofiarą pomysłów sąsiada.
Autor: Andrzej T. Papliński

Vademecum: Co zrobić, gdy sąsiad...

Hałasuje:
Uporczywie szczeka pies - jeśli nasze zszargane nerwy i obolałe uszy nie są w stanie dłużej tego znieść: sprawdzić, czy pies jest szczepiony i czy sąsiad płaci za niego podatek. Jeśli nie - napuścić urzędników z gminy.
Ma warsztat albo zakładzik - sprawdzić, czy hałasuje legalnie: czy miał pozwolenie na wybudowanie warsztatu albo czy ma wpis do odpowiedniego rejestru działalności gospodarczej. Jeśli wszystko odbywa się w majestacie prawa, o naszym spokoju może zadecydować jedynie sąd.

Stwarza zagrożenie dla życia:
Brawurowo jeździ samochodem albo pozostawia przy drodze kosę, albo kopie doły - o zagrożeniu można poinformować policję lub straż miejską. Niestety, trzeba mieć świadomość, że zanim nasi stróże porządku zdecydują się na interwencję, sąsiad zdąży grzecznie zaparkować samochód w garażu, uprzątnąć kosę lub zasypać doły. No, ale czy nie o to nam w końcu chodzi?

Truje:
Pali śmieci, ma trującą drukarnię, za nisko komin - starać się uświadomić mu w przyjacielskiej rozmowie, że jego poczynania „trochę nam przeszkadzają i niewykluczone, że są niezgodne z prawem, ale to stwierdzi z pewnością kontrola z sanepidu lub Inspekcji Ochrony Środowiska". Aby nie być gołosłownym, trzeba się postarać o taką kontrolę. Gdyby nie poskutkowała - pozostaje sąd.

Zacienia:
Przerastają na naszą stronę drzewa i krzewy - poprosić sąsiada, aby przetrzebił trochę rosnącą na jego działce dżunglę. Można też zaproponować, że jeśli nie zechce usunąć gałęzi i korzeni, które przechodzą na nasz grunt, to za tydzień sami mu w tym pomożemy.

Zaśmieca:
Lecą liście z jego drzew, śmieci wyrzuca byle gdzie. Zawstydzić brudasa - najprawdopodobniej sąsiad nie ma ambicji. Wtedy trzeba zmobilizować inspektorów z wydziału gospodarki komunalnej, aby sprawdzili, jak sąsiad szanuje przepisy dotyczące utrzymania porządku i czystości. Albo posprzątać samemu, a zapakowane śmieci zwrócić właścicielowi - tak będzie najszybciej.

Blokuje:
Nie wpuszcza na swój teren, by pomalować ogrodzenie, naprawić elewację, podłączyć się do słupa energetycznego - trzeba wystąpić do urzędu gminy o wydanie decyzji zezwalającej na wejście na teren sąsiada i wykonanie odpowiednich robót budowlanych. Ale uwaga - sąsiad może zażądać odszkodowania za wydeptaną trawę.

Jest na bakier z higieną:
Sławojka stoi przy granicy, gnojówka na podwórku, szambo za blisko granicy (i nie jest opróżniane). Szukać pomocy wszędzie, gdzie się da: w wydziale gospodarki komunalnej, ochrony środowiska, nadzorze budowlanym, sanepidzie. Może przynajmniej niektórzy pracownicy tych organów nie będą pozbawieni zmysłu powonienia. 

Ma roszczenia:
Domaga się części działki - przesuwa ogrodzenie, uważa że nasz dom zacieni jego ogród - niech idzie do sądu. Nie może samowolnie przestawiać nam płotu. Gdyby tak zrobił, zawiadomić natychmiast policję. W jej asyście można będzie z powrotem postawić ogrodzenie w dawnym miejscu. Budowę naszego domu sąsiad może oprotestować w urzędzie tylko we właściwym czasie. Gdy budowa legalnie ruszy, nie może jej wstrzymać, chyba że inwestor sam będzie się prosił o kłopoty - na przykład samowolnie zmieni projekt. 

Ubliża, grozi:
Dopuszcza się aktów agresji, a wobec naszego mienia wandalizmu. Obelgi najlepiej skwitować dostojnym milczeniem. Co innego groźby lub ataki - te trzeba zgłosić policji. Wprawdzie nie ma co liczyć na osobistą ochronę, ale może stróże prawa dopatrzą się w zachowaniu sąsiada przestępstwa i skierują sprawę do sądu. Trzeba im jednak pomóc w gromadzeniu dowodów (zeznania świadków, obdukcje lekarskie, nagrania, zdjęcia).

Buduje dom monstrum:
Sprawdzić w urzędzie, czy odbywa się to zgodnie z pozwoleniem. Jeśli tak, to pozostanie tylko unikanie widoku powstającego za płotem potworka.

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawe. Wydaje mi się, że jest to niezwykle problematyczne i zagmatwane. Osobiście uważam, że o wiele lepiej z tym wszystkim poradziłby sobie znany prawnik z doświadczeniem, np. Adam Jeżak -
    (click here)

    OdpowiedzUsuń