czwartek, 21 lipca 2011

Andrzej Sikorowski: o domu z... Babią Górą. Pytanie o dom



Moje dzieciństwo to czynszowa kamienica w Krakowie, duże mieszkanie, w którym oprócz nas mieszkały jeszcze dwie rodziny.

Zajmowaliśmy dwa pokoje. Była wspólna kuchnia i łazienka. O dziwo, wszyscy potrafili żyć w zgodzie. Pamiętam matki, które ucierały mak na makowce, a my próbowaliśmy dostać się do słodkich misek.
Później wydoroślałem i poznałem swoją kobietę. Koczowaliśmy od kawalerki do kawalerki, aż dorobiliśmy się trzypokojowego mieszkania na Podgórzu. W dzielnicy lumpenproletariatu - znałem wszystkie meliny, bywałem w slumsach, gdzie ludzie gnieżdżą się bez prądu. Tych czasów źle nie wspominam - byliśmy tam "swoi".

Na dom zarobiłem...

- to było moje zadanie, a budowała żona. Ja jestem mieszczuch - jeśli raz dziennie nie zahaczę o Stary Rynek w Krakowie, czuję, że coś mi umyka. Chariklia znalazła francuską firmę, budującą w technologii szkieletu stalowego. Kupiliśmy dom (170 m2 powierzchni użytkowej) 10 km od Krakowa.
Zamieszkaliśmy w styczniu 1995 roku. Jedno od razu było piękne - miejsce: wysoko, z panoramą na podkrakowskie górki i Babią Górę, a w przejrzyste dni nawet na Tatry. Sąsiednie domy kupiło wielu znajomych - członkowie zespołu, aktorzy. W ciepłe dni z co drugiego domu słychać nawoływanie: Chodźcie do nas!
Kupiliśmy też 2000 m2 ziemi. To królestwo mojej żony (z wykształcenia rolniczki). Zrobiła nie tylko ogród, ale też skalniak z małym wodospadem i stawem.  

Ten dom ma wiele stylów...
...jest piec kaflowy opalany drewnem (ale podstawowym ogrzewaniem są panele elektryczne, gazu nie chcemy), jest trochę staroci, a obok dużo ażurowych mebli, bo żona kocha lekkość i światło. Stąd salon otwarty na poddasze aż po dwuspadowy dach. Dom jest stale dopieszczany przez żonę - czyta wszelkie żurnale i ciągle przeszczepia jakieś nowinki. Ja w tym domu mam ulubiony skórzany fotel; w nim siedzę, gdy oglądam relacje sportowe albo słucham muzyki.

W domu nie mogę przeklinać ani pić...
- nie lubią tego moje kobiety. One to tępią, ale za to zdejmują ze mnie obowiązek czuwania nad domem. To ich królestwo. Ja nie mam natury ulepszacza, dom - według mnie - ma służyć, a nie być poletkiem doświadczalnym. Wolę się odprężyć, odpocząć po trasie, pomyśleć o kolejnej piosence czy płycie.
Jestem teraz w takim momencie, że chciałbym więcej bywać w domu, mieć czas na pójście choćby do teatru. Chciałbym napisać książkę - wspomnienia. Od 24 lat ciągnę wózek "Pod Budą" - coraz mocniej czuję ciężar odpowiedzialności za czteroosobowy zespół, który musi przecież z czegoś żyć i chce grać jak najwięcej. Ale kiedyś na pewno zostanę sam, z gitarą.

Andrzej Sikorowski, lat 52, pieśniarz, autor ponad 200 piosenek, lider zespołu „Pod Budą”, z którym dał 3 tys. koncertów, wydał 11 płyt (milion sztuk). Najnowsza płyta nosi tytuł „Razem”.
Rodzina: żona Chariklia, Greczynka, występowała w kabarecie studenckim „Pod Budą”, śpiewała w zespole, później zajęła się wychowaniem córki, jest menadżerem zespołu. Córka Maja, studentka drugiego roku AWF.
Ważny domownik: pies Figa.
Uwielbia Grecję, mówi po grecku, spędza tam 2 miesiące w roku i chciałby osiąść na stałe. Kibic wszelkich sportów.
Ulubiony kolor: niebieski, zawzięty wróg marynarek.
Marzy o wyprawie do Ameryki Południowej. To kontynent, na którym nie był.
Znak zodiaku: Waga.
Autor: Andrzej T. Papliński

1 komentarz: