Od początku lat 90. przepisy zmierzają do całościowej regulacji zagadnień ładu przestrzennego, urbanistyki i architektury. Projekt rządowy idzie w zupełnie innym kierunku, wyłączając z ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym całą sferę planowania miejscowego. Odpowiadają za nią gminy, które zapisują swoją lokalną politykę przestrzenną w studiach uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Studia te określają między innymi zakres pokrycia obszaru gminy miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. o szczegółowych ustaleniach, na podstawie których można bezpośrednio ubiegać się o pozwolenia na budowę.
Pokrycie gmin planami miejscowymi jest bardzo zróżnicowane, w skali kraju wynosi kilkanaście procent. Decyzje gmin co do zakresu planów wiążą się przede wszystkim z wywoływaniem przez nie znaczących skutków finansowych i prawnych, na przykład obowiązku wykupu terenów pod planowane inwestycje publiczne oraz płacenia odszkodowań za negatywne skutki niektórych ustaleń. Gminy świadomie wybierają tereny pod nową zabudowę, bowiem wymagają one szczegółowego zaplanowania, uzbrojenia itp. Kierują się przy tym głównie swoimi możliwościami ekonomicznymi, bo sporządzenie planu miejscowego oznacza podjęcie zobowiązań dotyczących między innymi realizacji dróg lokalnych oraz infrastruktury komunalnej i społecznej.
Projekt nowej ustawy
Zakłada on, że ogólne studia gminne będą przekształcone w tak zwane plany przeznaczenia obejmujące całe gminy, ze wszystkimi wynikającymi z tego skutkami finansowymi i prawnymi. Wpływ mieszkańców gmin na ustalenia takich planów byłby bardzo ograniczony. Gminy mogłyby co prawda wykonywać także inne, bardziej szczegółowe dokumenty, tj. plany zabudowy oraz warunki urbanistyczne, jednak ich sporządzenie obwarowane jest tyloma warunkami, że prawdopodobnie powstawałyby tylko wyjątkowo. Pozwolenia na budowę można by bowiem otrzymywać już na podstawie tego ogólnikowego planu przeznaczenia, co oznacza, że budowano by prawie wszędzie i prawie wszystko – z niewieloma tylko ograniczeniami...
Dwie ustawy dotyczące planowania przestrzennego i aż trzy różne gminne dokumenty planistyczne służące za podstawę do wydawania pozwoleń na budowę spowodowałyby chaos prawny oraz pogłębienie bałaganu przestrzennego. Wbrew deklaracjom autorów projektu ustawy taka sytuacja wcale nie sprzyjałaby ułatwieniu budowania. Wręcz przeciwnie – ryzyko inwestorów uległoby zwiększeniu, gdyż musieliby nabywać nieruchomości i wykonywać dla nich dokumentację projektową w większości na podstawie ogólnikowych planów, do tego bez zobowiązań gmin co do realizacji infrastruktury drogowej i komunalnej czy podstawowych usług
i na przykład przestrzeni publicznej albo terenów zielonych.
Wiadomo, że chaos przestrzenny i rozproszona, zróżnicowana co do funkcji, formy i intensywności zabudowa w sąsiedztwie wpływają negatywnie na wartość nieruchomości. Deklarowane przez rząd powszechność i łatwość uzyskania pozwoleń na budowę na podstawie planów przeznaczenia są jednakże obciążone wątpliwościami co do jakości i funkcji zabudowy w sąsiedztwie – tuż za płotem oraz co do usług lokalnych i infrastruktury – tak w zakresie ich dostępności, jak i możliwej uciążliwości.
Sytuacja właścicieli
Właściciele terenów objętych obecnymi planami miejscowymi (które zgodnie z projektem zachowałyby ważność) byliby w zupełnie innej sytuacji od tych z nieruchomościami objętymi planami przeznaczenia. Byłoby tak nie tylko ze względu na inną szczegółowość ich ustaleń co do warunków zabudowy, ale także różnice w możliwościach wykorzystania infrastruktury drogowej i komunalnej, różną jakość budownictwa w sąsiedztwie, a w rezultacie inną wartość ich nieruchomości. Przestrzeń gmin i miast zróżnicowałaby się drastycznie: na tę uporządkowaną, objętą nielicznymi planami o dużej szczegółowości oraz tę zabudowaną prawie bezplanowo – bezładnie i fragmentarycznie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz