niedziela, 10 lipca 2011

Inspektor nadzoru nie dopatrzył?





– Kupiliśmy dom do remontu – zaczyna swą opowieść Leszek. Przedwojenny poniemiecki domek, jeden z wielu takich samych stojących karnie na jednej z nadmorskich ulic tego miasta. Stare domy są przebudowywane, rozbudowywane, a efekt tych prac można oceniać różnie. Pewne jest jedno – ludzie lubią dzisiaj indywidualizm.
Leszek zamieszkał z rodziną w spartańskich warunkach. Pomieszczenia trzeba było opalać węglem, zimą mróz osadzał się na oknach. Dzielnie znosili przez rok trudne warunki, przygotowując w tym czasie dokumentację budowy. – Chcieliśmy rozbudować dom w głąb podwórka. Planowaliśmy dwa niezależne mieszkania i kilka pokoi na wynajem dla wczasowiczów – wspominają.
Jak zabrać się do tak trudnego zadania?

– Na początku nie wiedziałem nawet, co to jest nadproże – śmieje się – czytałem nie tylko po to, by zdobyć wiedzę budowlańca. Przede wszystkim studiowałem logistykę budowy. Chciałem przeprowadzić ją tak, byustrzec się kosztownych błędów, by budować szybko i efektywnie.
Inwestycja miała być finansowana z kredytu. Należało zmieścić się w danym przez bank czasie. Punkt wyjścia był więc jak najbardziej słuszny...

Inspektor nadzoru przyjmuje obowiązki
Przebudowa i rozbudowa rozpoczęła się latem 2002 roku. Leszek wypracowywał jasne reguły tej inwestycji: indywidualny projekt, polecona ekipa – szef firmy został kierownikiem budowy, a nad wszystkim inspektor nadzoru inwestorskiego – zatrudniony, by czuwał nad całością. Leszek rozumiał współpracę inwestor – inspektor jako sojusz dwóch osób, które mają wspólny cel: jak najlepsze poprowadzenie budowy.
Bogusław M. ma swoje biuro w centrum miasta. Przyjął zlecenie nadzoru, zgodził się też sporządzać kosztorysy powykonawcze. Na ich podstawie Leszek miał się rozliczać z ekipą, która wykonywała prace. Strony nie podpisały żadnej umowy. Inspektor zgłosił przyjęcie obowiązków w urzędzie miasta, dokonał też wpisu do dziennika budowy z datą 12 czerwca 2002 roku. Na kolejnych etapach budowy wpisywał doniego potwierdzenie wykonania prac z dopiskiem: „Bez uwag”.
Początkowo można było sądzić, że budowa rzeczywiście przebiega poprawnie. Inwestor stosował się do zaleceń fachowców. Wykonawca sprawiał wrażenie człowieka doświadczonego, panującego nad swoją ekipą; chwalił się, że budował nie tylko domy, ale i porty (to akurat mogło być antyreklamą). Inspektor nadzoru był natomiast człowiekiem ludzkim, gotowym iść Leszkowi na rękę.
Najpierw był etap przygotowywania do budowy. Inwestor zlecił wykonanie projektu indywidualnego. Za radą inspektora nadzoru przeprowadził też badanie gruntu. Okazało siębardzo potrzebne – w części ogrodu, na której miała nastąpić rozbudowa, odkryto torf. Należało wymienić podłoże do głębokości 2 m, nawieźć kamieni i żwiru.
Architekt przygotował projekt rozbudowy w technologii murowej – ściany z pustaka ceramicznego ocieplone styropianem. Powierzchnia domu po rozbudowie miała wynosić 230 m². Leszek złożył projekt oraz pozostałą dokumentację w urzędzie i otrzymał pozwolenie na budowę.

Powstał projekt niebudowlany

Szef firmy zakwestionował projekt. Brakowało rysunków konstrukcji stropu i innych elementów. Budowlańcy nie wiedzieli, jak wykonać poszczególne elementy. Inspektor nadzoru musiał na bieżąco rozwiązywać problemy konstrukcyjne.
14 czerwca 2002 roku zapisał w dzienniku: „Z uwagi na brak rysunku konstrukcyjnego przyjąłem zbrojenie wg poniższego szkicu”.
Trzeba było szukać konstruktora, który przygotuje brakującą ważną część projektu.
Inwestor spełnił polecenie inspektora nadzoru i zlecił wykonanie konstrukcji znajomemu Bogusława M. Ten zrobił najpierw projekt stropu nad parterem w części dobudowanej. Swoją pracę wycenił na 3 tys. zł.
– Byłem zaskoczony tak wysoką kwotą – relacjonuje Leszek.
Rysunki kolejnych elementów projektu zamówił więc u innego konstruktora. Zapłacił w sumie 800 zł z VAT.
Inspektor przyjeżdżał, by odebrać prace ulegające zakryciu – był telefonicznie wyzwany na budowę. Zgodnie z ustną umową sporządzał też kosztorysy powykonawcze.
Jako podstawę stawki przyjęto ogólnie dostępne wyliczenie średniej ceny robocizny (KNR).
Leszek ocenia: – Był to bardzo bezpieczny sposób rozliczania. Po każdym etapie wiedziałem, ile zostaje mi pieniędzy z kredytu i czy mogę rozpocząć kolejny etap...

No i wkradł się chaos
Niestety, budowa nie przebiegała tak, jak to sobie wymarzył młody inwestor. Zdziwienie, a później nieufność budził efekt pracy ekipy. Ściany z pustaków ceramicznych łączono minimalną ilością zaprawy. Strop nad częścią dobudowy był monolityczny – tak jak w projekcie – ale swym ogromem przypominał sklepienie bunkra. Wzmacniały go dwa potężne żebra.
– Zacząłem podejrzewać, że budowa nie przebiega jak należy – opowiada Leszek.
Trzeba uczciwie powiedzieć, że rytm budowy uległ zakłóceniu także dlatego, że Leszek podejmował decyzje inne, niż wynikało to zzałożenia. Na przykład w trakcie budowy postanowił zamienić garaż na mały dom jednorodzinny. Sama rozbudowa też w trakcie prac rozrosła się o piętro – uzyskano nawet zatwierdzenie zmian w urzędzie.
Równolegle prowadzono więc dwie inwestycje – budowę i rozbudowę. O ile domek rósł, otyle rozbudowa nijak nie chciała przybrać formy domu. Były już słupy konstrukcyjne, powstało jedno pomieszczenie parteru, alecałość kojarzyła się bardziej zmagazynem niż domem.
Podejrzliwość inwestora stała się pewnością, kiedy zaczął studiować, jak wygląda prawidłowo wykonana ściana z ceramiki i jakie mogą być stropy.
– Załamałem się. Moje wzorcowe budowanie zdało się na nic. Miałem pretensje nie do wykonawcy, ale do inspektora nadzoru. Zaniedbał swoje obowiązki!
Wiosną 2003 roku Leszek wstrzymał budowę.
Czy inspektor nadzoru odpowiada za to, że budowany dom się nie zawali, czy za najwyższą jakość inwestycji? – to pytanie zabrzmiało dramatycznie na pewnej budowie.


Śmiała rozbudowa utknęła na etapie stanu surowego. Powodów jest wiele...
Autor: Andrzej T. Papliński
Jedna ściana murowana, a druga z luźno ułożonych pustaków – inwestor ironizuje, że różnica jest niewielka...
Autor: Andrzej T. Papliński

Kamera start! Wizyta biegłego
Pracownik firmy sprzedającej ceramikę budowlaną przyjechał na budowę i stwierdził, że ścianę zrobiono nieprawidłowo. Wykonano zbyt małe spoiny. To był moment przełomowy.
Leszek, który znalazł na budowie także inne – jego zdaniem – błędy, postanowił dochodzić swoich praw wobec Bogusława M. Złożył na inspektora skargę do Zachodniopomorskiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa w Szczecinie. Zastępca okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej  po rozpatrzeniu sprawy zarządził wizytę biegłego na budowie.
28 października 2003 roku Leszek czekał na przyjazd eksperta z kamerą. Nagrał przebieg wizji. Biegły sądowy obejrzał feralną ścianę, listwą wynajdywał dziury i wsuwał w nie „narzędzie badawcze”, zżymając się na wykonawców.
Inspektor bronił się, że praca jest być może wykonana niedokładnie, ale w granicach normy. Bogusław M. tłumaczył, że nie nakazał rozbiórki ściany, bo ta sama ekipa przy tynkowaniu mogła jeszcze naprawić błędy.
Leszek czekał na orzeczenie Izby. Otrzymał pismo, w którym rzecznik umorzył postępowanie wobec Bogusława M. – jego zdaniem niedociągnięcia na budowie nie zagrażają istnieniu i trwałości budynku i można je naprawić niewielkim kosztem.
Zaskoczony inwestor odwołał się do krajowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Na tym etapie budowa utknęła i do dzisiaj stoi. Ostatniej zimy niezabezpieczone ściany zaczęła rozsadzać zamarzająca woda.
Leszek wciąż ma nadzieję, że odszkodowanie z polisy inspektora nadzoru pokryje wszystkie szkody, także te. Tymczasem z budowy oficjalnie wycofała się ekipa wykonawcza. Swoich obowiązków nie podjął też inspektor nadzoru – żadnego pisma w tej sprawie jednak nie złożył.

Każdy ma swoje racje

Wykonawca chwalił się, że budował porty, ale z zaświadczenia o wpisie do ewidencji działalności gospodarczej wynika, że prowadził myjnię samochodową, wypożyczalnię sprzętu plażowego i pływającego oraz wykonywał usługi remontowo-budowlane. W rozmowie przyznał, że ściana została wykonana nie do końca właściwie, ale ponieważ miał kontynuować budowę, planował usunięcie usterek. Tylko dlaczego najpierw robi źle, a dopiero później poprawia?
Inspektor nadzoru przyjął na siebie odpowiedzialność za przebieg budowy, ale – jak tłumaczy – nie mógł nakazać rozbiórki ściany, jeśli w sposób rażący nie naruszono prawideł budowlanych. Nie było zagrożenia trwałości budynku. Poza tym inwestor starał się maksymalnie zmniejszyć koszt budowy, więc Bogusław M. podchodził dosprawy życiowo, uważając, żeidzie Leszkowi na rękę.
– Na każdej budowie, gdzie chce się budować tanio, są problemy. Ja oceniam, czy dany element nie zagraża bezpieczeństwu mieszkańców, czy jest zachowana norma cieplna. Jeśli już coś trzeba zrobić, to poprawić, a nie rozbierać, bo rozbiórka to przecież dodatkowy koszt, a tego chcemy uniknąć.
Leszek nie godzi się z taką argumentacją: – Wszelkie poprawki będą kosztować. Kto za to zapłaci? – pyta.

Izba o krok od precedensu

Izba, umarzając skargę na Bogusława M., wydawałoby się stworzyła niebezpieczny precedens. Oto inspektor nadzoru nie jest powołany po to, by dbać o najwyższą jakość budowy, lecz... by budowany dom się nie zawalił.
Władysław Szaflik, profesor z Politechniki Szczecińskiej, zastępca okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej, broni się przed takim zarzutem: – Decyzję wydałem na podstawie opinii biegłego sądowego. On to stwierdził, że niedociągnięcia na tej budowie nie grożą trwałości obiektu i można je niewielkim kosztem usunąć. Na tej budowie popełniono wiele błędów. Przede wszystkim inwestor nie podpisał umowy z inspektorem nadzoru. Nie został określony zakres nadzoru. Zajęliśmy się tą sprawą, przyjmując, że była umowa ustna. Brakuje dokumentacji projektowej. W trakcie budowy dokonano licznych zmian. W sumie nie była to planowo prowadzona budowa.
Niedociągnięcia, które powstały, na wielu budowach byłyby po prostu usunięte.
Rzecznik broni życiowego podejścia inspektora nadzoru. Leszek upiera się przy swoim zarzucie: – Inspektor nadzoru powinien działać w imieniu inwestora. Jeśli godził się na fuszerkę, nie konsultując swoich poglądów z nami, to znaczy, że nie bronił naszych interesów, a bardziej dbał o interes wykonawcy. Powinien teraz ponieść karę.


Strop żebrowy monolityczny przytłacza swoim rozmiarem. Konstruktor nie wybrał lżejszego stropu – Leszek ma o to pretensję do inspektora nadzoru.
Autor: Andrzej T. Papliński
Inwestor szuka sprawiedliwości, a niezabezpieczona budowa niszczeje. Straty rosną.
Autor: Andrzej T. Papliński

PS Niektóre dane zostały zmienione

Zdaniem Eksperta (Marzena Kaleta, inżynier budowlany)

Na tej budowie każdy pracował dobrze, ale tylko „w zasadzie”. Inwestor zatrudnił inspektora nadzoru inwestorskiego, projektanta, kierownika budowy, ale nie podpisał z nimi umów. Nie określił zakresu i czasu wykonanej przez nich pracy. Nie skorzystał z możliwości współpracy z architektem w ramach nadzoru autorskiego, zmieniał decyzje w trakcie budowy.
Pracownia projektowa wykonała tylko projekt architektoniczny. Tym samym nie dostarczyła kompletnego projektu, bo zgodnie z Prawem budowlanym  projekt powinien określać nie tylko funkcję i formę, ale i konstrukcję obiektu budowlanego.
Inżynier, który wykonał projekt konstrukcji (już po uzyskaniu pozwolenia na budowę), nie dostarczył kompletnej dokumentacji, nie uzgodnił swojego projektu z autorem projektu architektonicznego i nie uzyskał akceptacji inspektora nadzoru. Projekt nie jest załącznikiem do pozwolenia na budowę, ma więc cechy przypadkowego dzieła, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Z braku dokumentacji technicznej wyniknęły następujące konsekwencje:
- wykonawca działał w warunkach improwizacji. Nie dało się określić ilości materiałów, czasu realizacji;
- trudno było określić koszt budowy.

Zdaniem Eksperta (Iwona Sysik, prawnik)

W czym zawinił projektant?
Gdy zamawiamy projekt, to nawet jeśli nie spisujemy umowy, należy uznać, że chodzi o kompleksowe opracowanie spełniające warunki określone w przepisach. Opracowanie to powinno obejmować projekt zagospodarowania terenu oraz projekt architektoniczno-budowlany, który po otrzymaniu decyzji o pozwoleniu na budowę będzie wystarczającą podstawą do wykonywania robót.
Jeśli jakiś element ma być wyłączony z opracowania i powierzony do wykonania innej osobie (na przykład projekt konstrukcyjny), to powinno to być wyraźnie zastrzeżone w umowie. Jeżeli nie było takiego zastrzeżenia, to projektant – jeżeli sam nie ma uprawnień do sporządzania projektów w jakiejś specjalności – powinien zapewnić w opracowaniu projektu udział osób, które takie uprawnienia posiadają. Do tego zobowiązuje go Prawo budowlane.
W opisanej sprawie projektant najwyraźniej zlekceważył swoje obowiązki, a urząd nie wychwycił braków w dokumentacji.

Po co inspektor nadzoru inwestorskiego?
Jeśli inwestor zawarł tylko ustną umowę z inspektorem nadzoru inwestorskiego, to należy uznać, że do zakresu obowiązków inspektora należą przynajmniej te czynności, które zostały wymienione w przepisach Prawa budowlanego. Art. 25 tej ustawy stanowi, że do podstawowych obowiązków inspektora nadzoru inwestorskiego należą:
- reprezentowanie inwestora na budowie poprzez sprawdzanie, czy roboty są wykonywane zgodnie z projektem i pozwoleniem na budowę, przepisami oraz zasadami wiedzy budowlanej;
- sprawdzanie jakości wykonywanych robót i wbudowywanych wyrobów budowlanych, a w szczególności zapobieganie zastosowaniu wyrobów budowlanych wadliwych i niedopuszczonych do stosowania w budownictwie;
- sprawdzanie i odbiór robót budowlanych, uczestniczenie w próbach i odbiorach technicznych instalacji, urządzeń technicznych i przewodów kominowych oraz przygotowanie i udział w czynnościach odbioru gotowych obiektów budowlanych, a także przekazywanie ich do użytkowania;
- potwierdzanie faktycznie wykonanych robót oraz usunięcia wad, a także, na żądanie inwestora, kontrolowanie rozliczeń budowy.
Z przepisów prawa jednoznacznie wynika zatem, że inspektor ma dbać nie tylko o poprawność techniczną robót budowlanych, ale także o ich dobrą jakość. Zadaniem inspektora jest dopilnowanie, aby budowany obiekt nie tylko nie groził zawaleniem, ale także był wykonany z jak największą starannością. Aby ten cel zrealizować, przepisy Prawa budowlanego dały inspektorowi szereg uprawnień.
Inspektor nadzoru inwestorskiego ma prawo:
- wydawać kierownikowi budowy lub kierownikowi robót potwierdzone wpisem do dziennika budowy polecenia dotyczące: usunięcia nieprawidłowości lub zagrożeń, wykonania prób lub badań – także tych wymagających odkrycia robót lub elementów zakrytych – oraz przedstawienia ekspertyz dotyczących prowadzonych robót budowlanych i dowodów dopuszczenia do stosowania w budownictwie wyrobów budowlanych oraz urządzeń technicznych;
- żądać od kierownika budowy lub kierownika robót dokonania poprawek bądź ponownego wykonania wadliwie wykonanych robót, a także wstrzymania dalszych robót budowlanych, w przypadku gdyby ich kontynuacja mogła wywołać zagrożenie bądź spowodować niedopuszczalną niezgodność z projektem lub pozwoleniem na budowę.
Przy tak dużych uprawnieniach inspektor nie powinien mieć problemów z wyegzekwowaniem należytej jakości prac, pod warunkiem że sam wykonuje swoje obowiązki z należytą starannością.

Za co odpowiada inspektor nadzoru?
Umowa o pełnienie nadzoru inwestorskiego jest rodzajem umowy-zlecenia, zgodnie z którą inspektor zobowiązuje się do wykonywania ww. czynności na rzecz inwestora. Jest to tak zwana umowa starannego działania. Inspektor odpowiada tu nie za efekt prac wykonawcy, lecz za staranność własnego działania. Oznacza to, że aby pociągnąć go do odpowiedzialności za ewentualne błędy na budowie, trzeba mu udowodnić, że nie zachował należytej staranności przy wykonywaniu swojej pracy, na przykład nie uczestniczył w odbiorach robót, przyjmował roboty pomimo widocznych nieprawidłowości i nie informował o nich inwestora. Jeśli inwestor w związku z tym poniesie jakąś szkodę, może domagać się jej naprawienia w postępowaniu cywilnym.
Oprócz odpowiedzialności cywilnej z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania inspektor nadzoru może też być pociągnięty do odpowiedzialności dyscyplinarnej, i to nie tylko wtedy, gdy wskutek rażących błędów lub zaniedbań spowodował zagrożenie życia lub zdrowia ludzi, bezpieczeństwa mienia lub środowiska albo znaczne szkody materialne, ale także wówczas, gdy nie spełnia lub spełnia niedbale swoje obowiązki.
A zatem w razie wszczęcia takiego postępowania komisja dyscyplinarna powinna ustalić, czy nie miała miejsca któraś z tych sytuacji. Stwierdzenie, żebudynek nie grozi zawaleniem, to za mało, abyrzetelnie ocenić działania inspektora nadzoru inwestorskiego.

Za co odpowiada kierownik budowy?
Rolą kierownika jest organizowanie budowy i dbanie o jej należyty przebieg pod względem technicznym oraz o zgodność wykonywanych prac z projektem, pozwoleniem na budowę oraz przepisami. Nie jest on natomiast zobowiązany do reprezentowania interesów inwestora. Jest raczej osobą, która pilnuje bezpieczeństwa na budowie, koordynuje prace i sprawdza je pod względem technicznym. Nie zawsze jednak poprawność techniczna idzie w parze z dobrą jakością. Od dbania o to jest inspektor nadzoru inwestorskiego. Jednak inwestor nie ma obowiązku zatrudniania takiego inspektora.
Przy budowie domu obowiązkowe jest jedynie zatrudnienie kierownika budowy. Jeśli ten nienależycie wywiązuje się ze swoich obowiązków, podobnie jak inspektor nadzoru może być pociągnięty do odpowiedzialności cywilnej i dyscyplinarnej. Tej ostatniej podlegają wszystkie osoby, które mają uprawnienia do wykonywania samodzielnych funkcji technicznych w budownictwie, także projektant.

W czym zawinił inwestor?
Na ocenę działań inspektora i kierownika budowy może też wpłynąć postawa samego inwestora, który przyzwalając lub wręcz domagając się zastosowania rozwiązań innych niż te w zatwierdzonym projekcie albo dążąc do obniżenia kosztów, doprowadza do powstania nieprawidłowości na budowie. Tak prawdopodobnie było w opisywanej sprawie. Wtedy trudno mieć pretensje do inspektora nadzoru inwestorskiego i kierownika budowy. W takiej sytuacji osoby te, aby być w zgodzie z przepisami, powinny poinformować inwestora o konsekwencjach wprowadzanych przez niego zmian i dokonać w tej sprawie odpowiednich wpisów do dziennika budowy. W praktyce jednak inspektor lub kierownik budowy rzadko sprzeciwiają się swojemu mocodawcy, a jeśli już, to zazwyczaj kończy się to zerwaniem umowy.
W omawianej sprawie błędy popełnili wszyscy uczestnicy procesu inwestycyjnego, trudno jednak określić stopień ich winy. Dlatego dochodzenie odszkodowania na drodze sądowej byłoby bardzo skomplikowane. Proces trwałby latami, a jego koszty byłyby znaczne.
W tak skomplikowanej sytuacji lepiej próbować porozumieć się ze wszystkimi stronami co do tego, jaki będzie ich udział w kosztach napraw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz