sobota, 16 lipca 2011

Półwsie w mieście.Kraków



Półwsie Zwierzynieckie to stara dzielnica Krakowa. Tu, pomiędzy wałem obrośniętym chwastami a starym traktem, zachowało się zaciszne, sielskie, półwiejskie miejsce.

Ludzie, którzy zbudowali tu dom, to małżeństwo: architekt i inżynier konstruktor, którzy na co dzień zajmują się projektowaniem dużych budynków. Choć dla innych projektują na ogół modernistyczne wille, sami jak gdyby nigdy nic schronili się na Półwsiu, budując tradycyjny skromny domek dopasowany do dawnej podmiejskiej zabudowy.
















Dom architekta Kazimierza Łataka w Krakowie.
Autor: Hanna Długosz
Do skromnych drzwi wejściowych prowadzi ułożona z kamieni ścieżka. Wszystkie szczegóły są dopracowane.
Autor: Hanna Długosz



Prosty dom z dwuspadowym dachem jedną ścianą przylega do budynku sąsiada.
Autor: Hanna Długosz
Podwórko przy domu – widok w stronę wału Rudawy, który osłania teren od zachodu. Zielone metalowe drzwi zasłaniają schowki ukryte w murze ogrodzenia.
Autor: Hanna Długosz

Pomysł na tani dom

Projekt ich prostego domu narodził się w latach 80. Był to czas, gdy po latach anonimowego, pozbawionego wyrazu budownictwa architekci sięgali do zapomnianych wzorów lub próbowali wymyślić dom na nowo, świadomi, że nasze punkty odniesienia są ubogie, a rodzima tradycja została przerwana. W tym ożywieniu miał swój udział Murator, jedyne wówczas pismo poświęcone budowie domów jednorodzinnych. Konkursy i przeglądy projektów, których autorami byli często uznani i sławni dzisiaj projektanci, to była kuźnia pomysłów i koncepcji, które są rozwijane do dziś.
W 1987 roku Murator rozstrzygnął konkurs na projekt koncepcyjny taniego, energooszczędnego domu. Wśród nadesłanych prac był projekt Andrzeja Czeladzkiego i Kazimierza Łataka doceniony za prostą architekturę sprzyjającą oszczędnemu budowaniu. Kazimierz Łatak wspomina, że koncepcja tego skromnego domu powstawała w atmosferze filozoficznych rozważań, a w powietrzu było aż gęsto od istoty, archetypu i idei. Dom miał być tani, łatwy do zbudowania, trwały, miał mieć jak największą powierzchnię mieszkalną i możliwie małą kubaturę.
Po dziesięciu latach architekt zbudował ten dom dla siebie. W ten sposób założenia zostały sprawdzone w praktyce.
Dom wygląda tradycyjnie i zwyczajnie. Nie wywołuje wielkiego wrażenia. Mało kto przystanie na jego widok. Ale to właśnie mówi bardzo dużo o filozofii jego właścicieli. Dom – sprawa prywatna. Dom – wygodna przestrzeń dla rodziny. A przede wszystkim: dom – zbudowany we właściwym miejscu.

Właściwe miejsce
Aby się w nim znaleźć, inwestorzy musieli przekonać urząd do korekty planu zagospodarowania. Wykonali specjalne opracowanie, które miało wykazać, że zmiana zapisów planu (przesunięcie o 10 m granicy między terenami przeznaczonymi pod zabudowę mieszkalną a terenami zielonymi) wyjdzie otoczeniu na dobre. Wygląda na to, że mieli rację. Ich dom zachowuje pierzeję starej drogi, jest tej samej wielkości co sąsiednie budynki. Jest kontynuacją i uzupełnieniem zabudowy tego fragmentu dawnego przedmieścia.
Działka ma zaledwie 300 m2, z czego jedną trzecią zajął dom. Za zgodą sąsiada inwestorzy przysunęli dom północną ścianą do południowej ślepej ściany graniczącego z działką budynku. Dzięki temu mają niewielki słoneczny teren wokół domu osłonięty wałem pobliskiej rzeki Rudawy. Wał porasta dzika roślinność, dając mieszkańcom naturalną, półwiejską przesłonę. Mur otaczający działkę pozostawia wolną drogę żabom, kotom, a nawet małym psom. W ogrodzeniu ukryte są schowki. Ich metalowe drzwi na co dzień służą dzieciom jako bramki do gry w piłkę nożną. Nie ma tu wypieszczonego ogrodu. Mur, trawa, boisko i miejsce na dwa samochody parkujące pod chmurką. Po prostu kawałek własnego terenu przy domu niewymagający wiele zachodu w utrzymaniu. Jedyną sezonową pracą regularnie wykonywaną przez gospodarza jest wyrywanie porastających wał suchych chwastów (bądź co bądź zaliczających się do krakowskiej zieleni publicznej) po to, by następnego roku rosły jeszcze bujniej. Widok z okna codziennie przekonuje właścicieli, że znajdują się we właściwym miejscu.

Skromnie, ale wygodnie

Projekt z 1987 roku był poszukiwaniem zrozumiałego dla wszystkich pierwowzoru domu. Okazało się jednak, że aby mogła w nim zamieszkać czteroosobowa rodzina, trzeba wprowadzić pewne zmiany. Według pierwotnej koncepcji na parterze była tylko kuchnia i pokój dzienny, a na poddaszu dwie sypialnie. Dom na parterze oprócz części dziennej mieści dodatkowy pokój (pracownię), a na poddaszu trzy sypialnie. Dodano też pomieszczenia pomocnicze. W północno-wschodnim narożniku domu na parterze zmieściły się łazienka i schowki, bez których dom byłby zanadto archetypem, a za mało domem.
Zachowana została zasada ograniczenia powierzchni przeznaczonej na komunikację; jest rzeczywiście minimalna. Czy to się sprawdziło? Według właścicieli – znakomicie. Czasem przeszkadza tylko zbyt mały wiatrołap. Gości żegna się przy ostatnich drzwiach i wtedy w przedsionku robi się ciasno. Architekt przyznaje też, że po zabiegowych schodach nie udało się wnieść pianina do pokoju na poddaszu. Jednak na co dzień nie odczuwa się niewygody, a dzięki otwartym schodom parter zyskuje na przestrzeni.
Jako konstruktorzy z wykształcenia inwestorzy postawili na trwałość i prostotę. Zbudowali dom o grubych ścianach, dobrze izolujących od ciepła latem, a od zimna zimą. Na dachu położyli dachówkę ceramiczną, na podłogę parkiet. Wybrali materiały niewyszukane, tradycyjne i trwałe.

Plan poddasza.
Autor: Agnieszka Sternicka , Marek Sternicki


Plan parteru.
Dom ma 123 m2 powierzchni użytkowej i 503 m3 kubatury.
Autor: Agnieszka Sternicka , Marek Sternicki

Przyjazne tło

Otwarte schody na parterze oddzielają kuchnię od pokoju dziennego.
Autor: Hanna Długosz

Dialog z przeszłością, nawiązanie do zwykłej, niezauważalnej architektury, do dawnej zabudowy miejsca i do jego niegdysiejszego charakteru... – patrząc na dom, można by się spodziewać sentymentalnego wnętrza. Tymczasem w środku nie ma niczego rustykalnego. Jest jasno, przestrzennie, duże, spokojne płaszczyzny ścian, żadnej ozdobności. Szczegółów niewiele. Barwy i kształty są oszczędnie dozowane. Dzięki temu wnętrze małego domu wydaje się bardzo przestronne. Zamieszkane i urządzane w latach 90., można by uznać za wczesny przykład panującej do dziś mody na minimalizm. Jednak w tym wypadku oszczędność jest prawdziwa i nieegzaltowana. Nie ma drogich materiałów, które udają prostotę i surowość – luksusowego kamienia czy egzotycznego drewna. Nie ma sygnowanego przez słynnego designera mebla, który ustawia się w pustym salonie jak rzeźbę. Są natomiast identyczne, kupowane stopniowo i ustawiane rzędem obok siebie regały z Ikei, które tworzą jednolity wystrój ściany. (Żeby się połapać w zawartości poszczególnych szuflad, właściciele używają specjalnego klucza.) Są lekkie, proste stoły i drewniane krzesła, które łatwo przestawić. To wnętrze nie narzuca się domownikom, jest neutralne jak tło, które ma się wypełnić życiem. Na to zresztą nie trzeba czekać. Kiedy tylko skończyła się budowa, gospodarze zestawili wszystkie stoły przykryte białymi obrusami, kupili najzwyklejsze białe, składane krzesła i urządzili w swoim małym domu pierwszą Wigilię Bożego Narodzenia. Na dwadzieścia osób.


Widok na kuchnię. Wszystko w bieli i naturalnych barwach drewna.
Autor: Hanna Długosz
W tym samym klimacie utrzymany jest pokój dzienny. Wnętrze jest pogodne i pełne ciepła.
Autor: Hanna Długosz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz