poniedziałek, 25 lipca 2011

Domy z zasadami. Architekt Andrzej Owczarek o projektach i projektowaniu



Pracując nad projektami prezentowanych domów, zachowywałem zasady, które zawsze stosuję przy projektowaniu budynków mieszkalnych.

Od lat staram się stosować dwie zasady.
Pierwsza z nich mówi, że do procesu projektowego trzeba włączyć przyszłego użytkownika. Brzmi to jak truizm, ale dla moich projektów ma rzeczywiście istotne znaczenie. Przyszłemu mieszkańcowi ta metoda projektowania pozwala aktywnie uczestniczyć w kształtowaniu i rozumieniu swojego domu. Druga zasada, która technicznie umożliwia zastosowanie pierwszej, to zasada wolnego planu (umożliwienie swobodnego rozplanowania układu pomieszczeń budynku) i otwartej formy.
W praktyce, aby przyszły mieszkaniec domu mógł wspólnie z architektem kształtować przestrzeń i aby była ona rzeczywiście podatna na zmiany, dom musi być od początku pomyślany bardziej jako otwarta gra niż zdefiniowany przedmiot.
Od początku lat dziewięćdziesiątych projektuję wyłącznie domy o konstrukcji szkieletowej. To wstępny warunek otwartej formy domu. Ta technologia bardziej niż jakakolwiek inna pozwala na zmiany i przebudowy.

W teorii i praktyce
Tego, że oprócz miejsca, w którym stanie dom, i technologii, w jakiej mamy zamiar go budować, w projektowaniu najważniejszy jest przyszły użytkownik domu, nauczył mnie sztokholmski architekt Olle Volny. Kiedy spotkałem go po raz pierwszy w końcu lat siedemdziesiątych, prowadził dokumentację różnego rodzaju twórczości uprawianej przez mieszkańców na balkonach i loggiach blokowisk. To, co dla administracji i większości ówczesnych projektantów było problemem do wyeliminowania, Volny uznawał za jedyny interesujący ślad aktywności człowieka w anonimowym otoczeniu. Badał więc zjawisko udziału mieszkańców w budowaniu domów (samodzielne budowanie ma w Szwecji dużą tradycję) oraz praktycznie zajmował się ich aktywnym uczestnictwem w projektowaniu.
Dla mnie okazją do przemyśleń na temat projektowania  z udziałem mieszkańców była w początku lat osiemdziesiątych realizacja zespołów domów szeregowych dla zrzeszeń budowlanych. W latach osiemdziesiątych współpracowałem z Volnym i mogliśmy wymieniać się doświadczeniami. Świadomość i akceptacja roli przyszłego użytkownika domu wiąże się z wieloma konsekwencjami widocznymi w warsztacie projektowym architekta.
Starając się być doradcą i partnerem, architekt nie przestaje być w pełni odpowiedzialny za końcowy efekt. Dyskutując i poznając czyjeś życzenia i preferencje, cały czas trzeba wyważać proporcje tego, co w przyszłym domu powinno być uniwersalną wartością, a co odpowiadać indywidualnym potrzebom.

Prezentowane domy projektowałem dziesięć lat temu. Są już od kilku lat zamieszkane, mogły więc sprawdzić się w czasie i codziennym życiu mieszkańców.

Bez ogrodzeń

Dwa pierwsze domy stanęły na zalesionej działce. Współwłaściciele działki zdecydowali się zbudować je na wspólnie użytkowanym, nie dzielonym ogrodzeniami terenie.
Determinowało to sposób zabudowy. Dojazdy i garaże musiały być możliwie blisko granicy przylegającej do drogi tak, ażeby sąsiedzi nie jeździli sobie pod oknami. W każdym z domów elewacja południowo zachodnia dzięki przeszkleniom i tarasom jest otwarta na działkę, zaś północno-wschodnia – zamknięta, z minimalną ilością otworów. Dzięki temu domy stojące jeden za drugim mają własną, wyizolowaną przestrzeń od strony otwartej, a stroną zamkniętą oddzielają się od podobnej przestrzeni sąsiada.
Na leśnej działce to założenie trzeba było realizować, wpasowując się między rosnące drzewa i naturalne polany tak, aby budowa w minimalnym stopniu ingerowała w otoczenie. To wpasowanie i ustawianie domów z myślą o sąsiedztwie, oświetleniu i drzewach przybliżało nas jednocześnie do określenia wewnętrznego układu domu, związków wnętrza z otoczeniem oraz widoków z poszczególnych pomieszczeń. W obydwu domach występują przestrzenie na całą wysokość budynku, co dodatkowo ułatwia przenikanie światła i widok zieleni.



Między dwoma domami zbudowanymi na wspólnej, zalesionej działce nie ma ogrodzeń. Podział terenu i zapewnienie potrzeby prywatności dokonane zostały w inny sposób: przez usytuowanie domów, charakter poszczególnych elewacji i układ okien.
Autor: Hanna Długosz
Wejście do jednego z domów. Jest przyjazne, a zarazem nie daje przechodniowi wyobrażenia o wnętrzu.
Autor: Hanna Długosz
Ten sam dom od strony ogrodu. Elewacja założona jest na planie łuku, co sprawia wrażenie, jakby dom obejmował część ogrodu.
Autor: Hanna Długosz



Obszerny podcień to jednocześnie zadaszona część tarasu z kamienną posadzką na poziomie terenu.
Autor: Hanna Długosz
Drugi dom, chociaż przestrzennie różni się od sąsiedniego, zbudowany jest z tych samych materiałów i utrzymany w tej samej skali i kolorystyce. Sąsiedztwo oraz wspólna działka zobowiązują.
Autor: Hanna Długosz



Również tutaj taras jest w poziomie terenu, zaprasza do opuszczenia kamiennej posadzki i wejścia na trawę.
Autor: Hanna Długosz
W drugim domu elewacja od ogrodu jest prosta, z długim balkonem nad tarasem. Taras ma trzy wyodrębnione strefy.
Autor: Hanna Długosz

W modernistycznej willi

Rozbudowa i modernizacja sąsiadującej z rozległym parkiem willi z lat trzydziestych stanowiła zupełnie inne wyzwanie. Jej charakter, styl oraz proporcje urzekały zarówno inwestorów, jak i mnie, i od początku mieliśmy świadomość, że przebudowa powinna rozwinąć zastany charakter, a nie zgubić go lub zniekształcić.
Główne interwencje dotyczyły zabudowy tarasu wejściowego. Przy salonie dobudowaliśmy galerię z jadalnią. Na jej stropie powstał nowy taras. Nowa jadalnia powtarza formę istniejącej pierwotnie altany. Przy zabudowie tarasu cofnęliśmy ścianę z przeszkleniem tak, aby zachować pierwotną balustradę. We wnętrzach zostawiliśmy po renowacji stary, świetny parkiet, balustrady i drzwi. Na zewnątrz, po ociepleniu ścian, wiernie powtórzyliśmy pierwotne motywy dekoracyjne.


Z pietyzmem wyremontowana i przebudowana modernistyczna willa. Przy przebudowie zachowano wszystkie cechy stylu i niepowtarzalny klimat nowoczesnej architektury okresu międzywojennego.
Autor: Hanna Długosz
Przebudowa sprawia wrażenie, jakby była uzupełnieniem pierwotnego kształtu domu. Przy zabudowie tarasu zachowano nawet starą balustradę.
Autor: Hanna Długosz

Inwestorzy trzech przedstawionych domów od początku mieli zdecydowane poglądy na temat charakteru swoich przyszłych siedzib i stylu mieszkania. Starałem się jak najpełniej realizować ich założenia, wprowadzając własną wiedzę i doświadczenie. Sądzę, że to wspólne przedsięwzięcie nam się udało. Od mieszkańców willi usłyszałem, że chociaż przebudowywali dom niedawno kupiony, po wprowadzeniu mieli poczucie, jakby mieszkali w nim od zawsze. Domy w lesie wtopiły się w zastany pejzaż i skupiają życie tam, gdzie zaplanowaliśmy, dając mieszkańcom poczucie jednocześnie wspólnoty i prywatności.

Andrzej Owczarek, architekt, studiował na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej w latach 1963-70; od 1983 roku prowadzi prywatną praktykę projektową. Jeden z udziałowców i współzałożycieli Muratora. Zaprojektował i zrealizował ponad sto domów jednorodzinnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz