sobota, 2 lipca 2011

Stany Zjednoczone, Chicago. Amerykańskie życie z domem.



Cały świat drży z obawy, że Ameryka wpadnie w recesję. A my patrzymy, jak Amerykanie mieszkają i żyją. Nasza relacja z Chicago.






Amerykanie to racjonaliści. Nie wydają niepotrzebnie ani centa. Elewacje ich domów są piękne, ale od ogrodu można zobaczyć szarą cegłę i tanią płytę. Wypielęgnowane trawniki sąsiadują z asfaltowymi wjazdami na posesje, a nowe domy ze staroświeckimi słupami linii energetycznych. Pieniądz ma niesamowitą moc porządkowania. Dzieli amerykańskie miasta na miejsca lepsze i gorsze do życia, to znaczy droższe i tańsze. Podział Chicago jest też czytelny. Bogata północ – nad brzegiem jeziora Michigan i blisko lotniska (nad jeziorem stoją posiadłości zarośnięte winoroślą). Uboższe południe – na spalonych słońcem pagórkach. Na obrzeżach miasta są dzielnice etniczne i slumsy. Także przy autostradach lokuje się gęsta zabudowa niechroniona barierami dźwiękochłonnymi, bez zieleni.

Drabina: północ – południe
Ktoś powiedział, że w USA wszystko jest tak dobre, jak tego wymaga sytuacja – i ani o dolara lepsze. Trudno się z tym nie zgodzić. Ten, kto ma pieniądze, kupuje posiadłość, a z nią zieleń i ciszę. Kto ma ich niewiele, kupuje swój pierwszy dom przy hałaśliwej autostradzie. Ale niech tylko stać go będzie na wyższy kredyt! Natychmiast kupi dom w lepszej dzielnicy. A z czasem – gdy powiedzie mu się w biznesie – miękko wyląduje w zielonej posiadłości nad brzegiem Michigan. Domy, które zajmował w wędrówce na północ metropolii, kupią kolejni ludzie – z niskim stanem konta, gotowi zaakceptować hałas i brud, jednak wierzący w sukces osobisty i gotowi do walki. Prawo wartości miejsca działa też w drugą stronę. Nikt nie wybuduje willi w rejonie slumsów, bo wie, że poniesione koszty się nie zwrócą, gdy zechce ją sprzedać. Sprowadzenie się biednych Afroamerykanów do dobrej dzielnicy może spowodować exodus ludzi zamożnych. Decyduje o tym nie tyle niechęć etniczna, co ekonomia. Za jedną rodziną murzyńską czy meksykańską przychodzi następna – ceny nieruchomości spadają, a przecież Amerykanie nieustannie sprzedają i kupują domy. O wartość tego towaru trzeba dbać! Pieniądz w skali makro: jesteśmy w zwykłym amerykańskim domu. Trzyosobowa rodzina Parkerów zamieszkuje osiedle na północ od centrum Chicago. Oboje małżonkowie pracują. Jedna osoba nie jest w stanie utrzymać rodziny. Zarabiają miesięcznie około 6 tys. dolarów. Na opłaty, żywność, paliwo (trzy samochody) i raty­ wydają 4,5 tys. dolarów. Ubezpieczenie zdrowotne to 580 dolarów miesięcznie (z kwotą gwarancyjną na leczenie – 5 mln dolarów). Utrata zdrowia może być w Stanach Zjednoczonych początkiem życiowej katastrofy. Stąd wielu Amerykanów skrupulatnie liczy pieniądze. Ale też wielu – jak lekarz Thomas Klaine z północnego Chicago, z którym rozmawiałem przed jego wartym 3 mln dolarów domem – ma inne problemy: – Sześć garaży, a jeden samochód mi się nie mieści... Amerykanie i samochód

Co jest krwiobiegiem amerykańskich miast? Wielopasmowe autostrady, po których nieustannie suną sznury aut. Korki są niewiele krótsze niż w Europie. Jeszcze niedawno Amerykanie bez problemu dojeżdżali po 100 km dziennie do pracy. Gdy ceny paliwa poszły w górę, dojazd stał się dla wielu rodzin problemem finansowym. Stąd przesiadanie się z dużych samochodów terenowych do mniejszych i popularność aut z napędem hybrydowym. Ameryka uczy się oszczędzać, szczególnie teraz na progu recesji, kiedy przyszłość jest tak niepewna. W Europie natężenie komunikacyjne występuje zawsze w kierunku do centrum. W Chicago rankiem duży ruch odbywa się w obie strony. Od lat 50. dobre szkoły zaczęły się przenosić i lokować tam, gdzie mieszka klasa średnia – na przedmieścia. Także wiele biur i firm chce być bliżej pracowników i wynosi się na suburbia. Edukacja wyznacza kierunek przeprowadzania się Amerykanów. Ten, kto mieszka w danym hrabstwie i opłaca podatek lokalny, ma prawo do bezpłatnego korzystania z miejscowej szkoły, biblioteki, klubów. Rejonizacja jest powodem, dla którego amerykańskie rodziny często przeprowadzają się tam, gdzie ich dzieci mogą pójść do lepszej szkoły.

Dom – teren prywatny
Jeśli na amerykańskim filmie samochód uderza w ścianę i z impetem przejeżdża przez środek domu, obok łóżka przerażonych mieszkańców, to jest to scena jak najbardziej prawdopodobna. W Stanach Zjednoczonych buduje się najczęściej w technologii szkieletu drewnianego. Twierdzami te domy nie są! Tornadom się nie oprą, co widać na migawkach z kataklizmów nawiedzających co roku południowy wschód tego kraju. A skoro można tak po prostu sforsować ściany, to brak też u właścicieli domów zrozumienia dla tak cenionych w Polsce „gadżetów” jak drzwi antywłamaniowe, kraty w oknach czy wysokie płoty. Amerykanom wystarczy ubezpieczenie, a jeśli już się decydują na coś więcej, to wybierają alarm. No i każdy ma strzelbę w szafie, bo to kraj, w którym ludzie mają prawo do posiadania broni palnej i obrony świętego prawa własności. Ogrodzeń nie ma, ale przed wejściem do czyjegoś domu lepiej zapukać. Z kolei zamożne posiadłości są otoczone murami oraz gęstą zielenią ogrodów i tak wyizolowane jedne od drugich, że takie osiedla cmentarzyska stały się społecznie dyskutowanym problemem. Każdy wyjeżdża i wraca samochodem do całkowicie odizolowanej siedziby. Żadnych kontaktów – przez lata można nie wiedzieć, kto mieszka obok. Nie ma okazji do choćby zdawkowych pozdrowień, bo szczerszego zainteresowania sąsiadem i tak nikt nie oczekuje.

Przykładowy dom klasy średniej
Dom parterowy z poddaszem użytkowym o powierzchni netto 217,7 m², z garażem (55,7 m²).

Jak jest zaprojektowany dom podobny do tego na zdjęciu? Amerykanie przywiązują dużą wagę do wygody w domu i jego funkcji rekreacyjnej. Wiele łazienek, pokoje dzienne na parterze i piętrze, pomieszczenia gospodarcze i obowiązkowo garderoba – nigdy szafa. W piwnicy zwykle jest barek
Autor: Andrzej T. Papliński




Autor: Agnieszka Sternicka , Marek Sternicki



Autor: Agnieszka Sternicka , Marek Sternicki

Rytm życia osiedla

Typowe amerykańskie osiedla przypominają miasta parki. Zieleń oplata wokół parterowe, gęsto stojące obok siebie domy. Takie osiedle – mimo wspomnianych wad dotykających bogatych – to cudowne miejsce do życia! Daje wytchnienie, a tego Amerykanie potrzebują najbardziej. Na każdym osiedlu obowiązują lokalne przepisy. Nie wolno wieszać prania na zewnątrz domu (bo to psuje widok), nie wolno samowolnie zmieniać koloru elewacji. Na wszelkie remonty należy uzyskać pozwolenie, podobnie na ścinanie drzew, nawet tych uschniętych. Za samowolę grozi wysoka kara. Karane jest też krzywdzenie zwierząt. Tydzień na osiedlu jest podzielony na dni lewo- i prawostronne – kubły ze śmieciami wystawia na przemian – raz strona z numerami parzystymi, raz z nieparzystymi. Kiedy przejeżdża śmieciarka, przez część dnia obowiązuje zakaz parkowania. Na wielu osiedlach nie można też zostawiać na noc samochodów na ulicy­ – zakazują tego przepisy przeciwpożarowe. Te ułatwiające życie regulacje są przestrzegane, a ich łamanie grozi szybką interwencją policji i karą. Kto ma dom, musi też dbać o trawnik – strzyc go przynajmniej raz na tydzień. Jeśli trawa urośnie powyżej 15,2 cm (6 cali), można się spodziewać upomnienia od inspektora miejskiego, a nawet kary pieniężnej. Od kogo urząd się dowie o nielegalnej łące przed domem? Sąsiedzi doniosą,­ że ktoś rozsiewa chwasty na ich wypielęgnowane trawniczki. Trawnik – jak wypastowane buty, białe zęby i czyste ułożone włosy – określa dobre samopoczucie i pozycję Amerykanina klasy średniej. Utrzymanie domu kosztuje.­­ Pielęgnacja trawnika w Chicago – 1000 dolarów rocznie, utrzymanie czynnego basenu – 70 dolarów tygodniowo. Tyle trzeba zapłacić ekipom Meksykańczyków wyspecjalizowanych w tych pracach. Amerykanie nie przesiadują w domach. Oni żyją, by pracować. Rankiem przed fast-foodami ustawiają się kolejki aut, a otyłość stała się problemem społecznym. Nie ma czasu na celebrowanie jedzenia. Nie ma go też wieczorem na gotowanie, stąd popularność półproduktów. Dom pełni funkcję sypialni i miejsca na rekreację. Powierzchnia domów wynosi zwykle 200-300 m2. Mają użytkowe piętro i bardzo często zagospodarowaną piwnicę, tak zwany basement. W domach są sale rekreacyjne ze sprzętem do ćwiczeń odchudzających, a na poziomie piwnicy barek, domowa kawiarnia, biblioteka, często sauna. Standardem są trzy lub cztery łazienki oraz kominki na każdym piętrze. 80% domów ma garaż w bryle budynku. Nie zasłania się okien, ale podpatrzeć można życie dość banalne – włączony telewizor (obowiązkowo plazmowy), zajęta kanapa, w ręce jakieś jedzenie... Dom – poważne pytania
Amerykanie żyją na poważnie – umówili się na coś, to tego przestrzegają. Na przykład ruchu drogowego na osiedlach nie regulują znaki drogowe. Na większości dróg obowiązuje zasada, że pierwszeństwo ma ten, kto do skrzyżowania dojeżdża pierwszy. Dziwne? Okazuje się, że sprawdza się to znakomicie! Jest mało wypadków, bo kierowcy są zmuszeni do współpracy. W Polsce wierzymy bardziej znakom drogowym niż ludziom i wiadomo, jakie krwawe żniwo to zbiera. Także temat domu jest w Ameryce traktowany poważnie. Amatorzy nie biorą się do budowania. Kto by taki dom chciał później kupić?! Jak wygląda sprzedaż domu? Nic na wiarę! Firmy prawnicze sprawdzają i gwarantują legalność dokumentów. Transakcję przeprowadza agencja nieruchomości. Jej przebieg kontroluje niezwiązany z żadną ze stron adwokat. Sprzedający dom wypełnia wielostronicową kartę informacyjną. Na piśmie oświadcza, że nieruchomość jest zbudowana zgodnie z lokalnymi kodami architektonicznymi i technicznymi. Dokładnie opisuje, z czego budynek został wzniesiony. Podaje znane mu defekty materiałów, uszkodzenia. Określa jakość wody pitnej. Musi także podać wynik badania na obecność radonu w piwnicach domu. Nie ma mowy o sprzedawaniu kota w worku! Kłamstwo ma krótkie nogi – nowy właściciel może pójść do sądu z oświadczeniem sprzedającego. Tak jest ze wszystkim w tym kraju. Porównanie wielokrotnie wypada na korzyść Ameryki...



Amerykańskie osiedla to miasta parki
Autor: Andrzej T. Papliński
Dom i droga. Właściwe rozłożenie akcentów – na co warto wydać pieniądze, a co ma być po prostu solidne. Na podjazd nie warto...
Autor: Andrzej T. Papliński
Tam, gdzie nie trzeba, nie wydaje się pieniędzy. Stąd z naszego punktu widzenia Ameryka jest zacofana
Autor: Andrzej T. Papliński



Amerykanie kochają samochody i nie mogą się bez nich obejść. Wszędzie trzeba jechać
Autor: Andrzej T. Papliński
Zwykły obrazek z amerykańskiej ulicy. Otyłość to problem społeczny
Autor: Andrzej T. Papliński
Trawniki – im ładniej przystrzyżone, tym lepsze samopoczucie amerykańskiej klasy średniej
Autor: Andrzej T. Papliński


Zamożne wnętrza, piękne łazienki. Bogaci Amerykanie potrafią się cieszyć posiadaniem...
Autor: Andrzej T. Papliński

Autor: Andrzej T. Papliński

Polacy w Ameryce
Jest ich ponad milion. Różnie układają się ich losy. Wielu odniosło sukces finansowy – szczególnie w branży nieruchomości i w budownictwie. Mają dobrą opinię i świetnie się odnajdują w amerykańskich realiach. Czym się martwią? Kryzysem w USA i tym, że dolar traci na wartości. Już nie ma tego przelicznika, który zapewniał dostatek po powrocie do starego kraju. Mają też inne smutne doświadczenia związane z Polską. Wielu Polonusów zaczynało po 1989 roku interesy nad Wisłą. Większość poniosła straty, nękana przez nieuczciwych rodaków i urzędy skarbowe, i wróciła do Chicago z mocnym postanowieniem: „Nigdy więcej”. Co wyróżnia Polonię? Patriotyzm, którego podobnych dowodów trudno szukać w kraju. Znane są w Chicago coroczne parady z okazji 3 Maja. Są też mniej znane wydarzenia takie jak to z 2007 roku. Polacy skrzyknęli się i własnymi siłami oraz kosztem wznoszą w Wietrznym Mieście dom dla dzieci, które przyjeżdżają do Ameryki na operację serca dzięki polonijnej fundacji „Dar serca”. Mamy być z kogo dumni... PS O domach, sytuacji na rynku kredytów i życiu codziennym w USA pisaliśmy już w „Muratorze” 12/07 i 1/08. Teraz mamy okazję do podziękowań. Zaprosiła nas Polsko-Amerykańska Izba Gospodarcza (PACC) z Chicago, a ogromnej pomocy udzielił jej dyrektor wykonawczy Bogdan Pukszta. Codzienny program wielu spotkań i wizyt zapewnili John Kwiatkowski ze Stowarzyszenia Polsko-Amerykańskich Kontraktorów Budowniczych (PACB) oraz Anna Dudzik, agent nieruchomości, i Anna Góral, właściciel agencji nieruchomości.


Amerykańska rodzina o polskim nazwisku: Cindy i Thomas Wesolowski. Mają dwoje dzieci. On jest elektrykiem. To czwarty dom w ich życiu. Kupowali taniej, sprzedawali drożej. Teraz chcą przeczekać recesję
Autor: Andrzej T. Papliński

Autor: Andrzej T. Papliński



Polacy, którzy budują dom „Dar serca” – ośrodek dla dzieci przyjeżdżających z Polski na operację serca
Autor: Andrzej T. Papliński
Bogdan Pukszta, dyrektor wykonawczy PACC, nasz gospodarz w Ameryce
Autor: Andrzej T. Papliński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz