środa, 20 lipca 2011

Czy warto budować dom na wsi?



Zapadła świadoma decyzja: Budujemy się i mieszkamy na wsi.

















 

Rodzina, która postanowiła mieszkać na wsi, nie tracąc nic z możliwości, jakie daje miasto.
Autor: Andrzej T. Papliński

Jeden z dwóch tysięcy


Rodzina jest czteroosobowa: Renata i Dariusz Chiberscy, 18-letnia Marta i 16-letni Bartosz. Mieszkają na wsi 10 km od granic Kielc. Swoją przygodę z domem rozpoczęli z końcem 1999 roku, zamieszkali latem 2002 roku. Od początku wiedzieli: Chcemy mieszkać na wsi.
Za namową przyjaciół kupili 1000-metrową działkę. Pole, polna droga, obietnice doprowadzenia mediów – zwyczajne problemy związane z działką poza miastem. Później się okazało, że przyłącza trzeba na własny koszt prowadzić od drogi – 150 m – albo długo czekać na inwestycje gminne.
Choć Dariusz zawodowo zajmuje się przygotowaniem inwestycyjnym i ma dostęp do katalogów, rodzina długo nie potrafiła znaleźć interesującego projektu. Wybierali – jak obliczyli – spośród dwóch tysięcy. Próbowali zlecić wykonanie projektu indywidualnego, ale wstępne rozmowy i szkice nie były zadowalające. Nie tego szukali.
I nagle odkrycie. Znaleźli projekt Już wcześniej przymierzali się do tego projektu, ale D12 był parterowy. W nowej wersji zyskał poddasze użytkowe. Miał 212 m² powierzchni netto; pięć sypialni, efektowną antresolę, pustkę powietrzną nad salonem, dwie łazienki, garaż.

Poddasze.
Autor: Agnieszka Sternicka , Marek Sternicki


Parter.
Przytulny – wariant II – dom z poddaszem użytkowym (projekt: Barbara Kierejewska-Zielińska).
Autor: Agnieszka Sternicka , Marek Sternicki

Budowa na odległość
Jakie były konsekwencje wyboru wsi jako miejsca budowy? Przede wszystkim kłopoty z przyłączami. Doprowadzenie prądu trwało osiem miesięcy i gdyby nie zmieniło się akurat prawo energetyczne, inwestycja kosztowałaby 10 tys. zł. Wodociąg nowi mieszkańcy rozbudowali własnymi siłami; koszty nie zostały rozliczone do dzisiaj. I jeszcze gaz – tu rozwiązaniem stał się przydomowy zbiornik o pojemności 2,5 tys. l.
Dom został zbudowany w technologii tradycyjnej – ściany z ceramiki poryzowanej, ocieplenie styropianem.
Dom powstawał, a inwestorzy mieszkali 40 km od miejsca inwestycji, po drugiej stronie Kielc. Dariusz znalazł dodatkowe zatrudnienie w dużej firmie – pracował w tym czasie na dwa etaty. Brakowało więc czasu na ścisłą kontrolę budowy; wiele decyzji zostało podjętych przez telefon. Gdyby nie wiedza inwestora i trafny dobór ekip, trudno byłoby mówić o udanym budowaniu.
O sukcesie zadecydowało jeszcze jedno: projekt był nienaruszalną bazą tej budowy. Inwestorzy nie dokonywali zmian, a wszelkie decyzje podejmowali zgodnie z projektem. W ten sposób uniknęli wielu kłopotów. Zwykle pierwsza decyzja o zmianie rodzi następne, na których podjęcie zapracowany inwestor nie ma czasu albo wystarczającej wiedzy.
A jaki jest ten wybrany projekt? Inwestorzy: Przede wszystkim rzuca się w oczy otwarta przestrzeń nad salonem oraz drewniane słupy konstrukcyjne. Bardzo nam zależało na tej przestrzeni. Nie wyobrażamy sobie, żeby dom miał być powtórzeniem mieszkania z jego zamkniętymi małymi pomieszczeniami. Jest więc część wspólna, są też pokoje, gdzie można zniknąć, jeśli ktoś chce pracować w ciszy, są sypialnie, miejsce na bibliotekę.
Rozwiązania są bardzo praktyczne, na przykład kuchnia blisko wejścia, dalej jadalnia będąca aneksem salonu. Z pokoju dziennego można wyjść na taras i do ogrodu – u nas ta część znajduje się dokładnie na południowej stronie.
Budowa była finansowana z oszczędności, z 60-tysięcznego kredytu. Bardzo trudnym momentem była sprzedaż mieszkania. Trzeba było tak negocjować warunki umowy, by można było przeprowadzić się do nowego domu pod koniec prac wykończeniowych.
Dom jest wykończony w standardzie podstawowym. Nie budowaliśmy na pokaz. Dobieraliśmy materiały dla przeciętnego człowieka, takie jakie oferują hipermarkety budowlane. Panele po 30 zł/m², glazura po 20-30 zł/m². Żadnych szaleństw – opowiadają inwestorzy.



Przytulny – wariant II. Dom w odróżnieniu od poprzedniej wersji (D12) zyskał użytkowe poddasze.
Autor: Dariusz Chiberski
Dom od strony ogrodu – klasyczne, bardzo praktyczne rozwiązania. Taras można zadaszyć.
Autor: Andrzej T. Papliński
Drzwi z garażu do ogrodu ułatwiają dostęp do składu narzędzi ogrodniczych.
Autor: Andrzej T. Papliński

Dylematy i wyzwania

Zamieszkali z przeświadczeniem, że dom na wsi nie może ograniczać ich życiowych planów. Trzeba z uznaniem zauważyć, że rodzina jest bardzo aktywna. Zależy nam na tym, by dzieci były wykształcone – mówią rodzice. Dzieci się uczą, chodzą na dodatkowe zajęcia, rodzice udzielają się społecznie. Jak to wszystko zorganizować? Potrzebny był od zaraz drugi samochód – duży (dla bezpieczeństwa i wygody). Konieczne były też telefony komórkowe nie tylko dla Renaty i Dariusza, ale i dzieci.
Dariusz Chiberski: Moglibyśmy poprzestać na jednym samochodzie, ale wtedy trzeba by wstawać o piątej rano. Śniadanie i marsz na przystanek autobusowy. Zajęcia przez cały dzień, a późnym wieczorem powrót i spanie. Nie chcieliśmy, żeby tak było. Mieszkanie na wsi nie może sprowadzać się do powrotów do domu jak do hotelu. My stawiamy sobie wyzwanie, by dom nas nie ograniczał.
Ja wygląda roboczy tydzień rodziny? Wyjeżdżają o 7 rano, wracają o 19. Bartosz chodzi do miejscowej szkoły, ale po lekcjach jeździ na dodatkowe zajęcia do Kielc.
Dostaje się do miasta, bo przyjeżdża po niego ojciec, który tak układa sobie pracę, by mieć dwa razy w tygodniu czas na taki przejazd.
W sobotę dzieci też jadą do Kielc na kursy językowe, a raz w tygodniu panie robią wspólny wypad na aerobik.
Marta uczy się w Kielcach. Po zajęciach albo zabiera ją ojciec, albo idzie do dziadków. Dzieci ze względów bezpieczeństwa nie korzystają z komunikacji podmiejskiej.
W niedzielę ojciec i syn jadą na mecz. Dariusz jest wiceprezesem podkieleckiego klubu, Bartosz – głównym napastnikiem. Jak widać, integracja z miejscowym środowiskiem zakończyła się sukcesem.
Dom jest ich radością – krótkie stwierdzenie, ale prawdziwe. Szkoda, że jeszcze tylko dwa-trzy lata i dzieci pójdą na studia – mówi Renata. Zostaniemy w domu sami. Żałujemy, że ten dom nie mógł powstać wcześniej. Ale i tak dobrze, że jest. Mamy co dzieciom zaproponować. A w przyszłości? Może dom wielopokoleniowy? Życia w bloku, choć mieszkaliśmy w nim tyle lat, już nie rozumiemy.



Kuchnia, jadalnia, salon – rozwiązanie, które sprawdza się na co dzień.
Autor: Andrzej T. Papliński
Antresola otwiera widok na salon.
Autor: Andrzej T. Papliński
Obłożenie słupów konstrukcyjnych płytą gipsowo-kartonową nie było najlepszym pomysłem – drewno pracuje, a efektem są pęknięcia płyt.
Autor: Andrzej T. Papliński

Dariusz Chiberski. MOJE RADY

- Żeby zbudować z sukcesem, trzeba realnie ocenić własne możliwości finansowe i organizacyjne. Nie można pozostawiać nierozwiązanych problemów, przede wszystkim finansowych, kierując się zasadą: jakoś to będzie. Budowa domu to bardzo duży wysiłek finansowy, organizacyjny i fizyczny, a także stres. Należy szczegółowo zaplanować budżet budowy i plan organizacyjny. Jeśli nie mamy przygotowania zawodowego, opracowanie bud-żetu i harmonogramu warto powierzyć architektowi lub inżynierowi budownictwa.
- Nie warto żyć złudzeniami, trzeba mieć minimum 50% zakładanych w budżecie pieniędzy. Jeżeli bierzemy kredyt na kolejne etapy budowy, warto wybierać najkrótsze terminy spłaty. Lepiej przemęczyć się 5 niż 20 lat. Skalkulujmy i sprawdźmy wysokość odsetek, porównajmy oferty kilku banków. Zastrzykiem finansowym jest sprzedaż własnego mieszkania. Pieniądze ze sprzedaży przeciętnego dwupokojowego mieszkania pozwolą zakończyć roboty wykończeniowe, w podstawowym zakresie zagospodarować działkę i umeblować dom.
- Nie lekceważmy w budżecie budowy umeblowania nowego domu. Przeprowadzając się do nowego domu, możemy ze zdziwieniem stwierdzić, że nasz dobytek z dwupokojowego mieszkania zmieści się w garażu.
- Planując budowę, pamiętajmy o naszym życiu codziennym, o rodzinie. Nie budujmy domu kosztem wielkich wyrzeczeń, które mogą spowodować, że ten wymarzony dom stanie się dla wszystkich członków rodziny gehenną.
- Planując budowę, liczmy siły na zamiary. Zrezygnujmy z niepotrzebnych pokoi typu: dla córeczki Aldonki, jak wyjdzie za mąż, dla mamusi, jak przyjedzie do nas na Wielkanoc. Dzieci najprawdopodobniej „uciekną" od nas, ale z wielką ochotą będą przyjeżdżały na weekendy i święta.



Dariusz Chiberski: Do zakończenia poszczególnych robót pozostały szacowane przeze mnie następujące kwoty: roboty budowlane wykończeniowe: 12 000 zł; elektryczne – 1000 zł, biały montaż – 1500 zł.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz