Prawdziwy mężczyzna powinien zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna - głosi męski mit. Ale jest też powiedzenie-ostrzeżenie, że pierwszy dom buduje się dla wroga, drugi dla przyjaciela, dopiero trzeci dla siebie. W stupunktowej skali stresu, opracowanej przez amerykańskich psychologów, 100 punktów to śmierć współmałżonka, 25 - zmiana warunków życia. Budowanie po polsku to dla jednych 63 punkty - męka jak pobyt w więzieniu, dla innych 39 - nowy trudny interes. Zawsze jest to wydarzenie wymagające dużej mobilizacji i sporej odporności psychicznej.
Najgorsza jest bezdomność
Nie mamy gdzie mieszkać. Wynajmujemy kawalerkę, właściciel podnosi czynsz; mieszkamy z teściami - coraz częściej dochodzi do konfliktów. Wtedy oczami wyobraźni widzimy siebie jako mieszkańców dworcowych poczekalni albo jako ludzi spod mostu. Nie stać nas na kupno mieszkania za gotówkę, nie chcemy z dziećmi gnieździć się w kawalerce. Budowa wydaje się ratunkiem i panaceum: byle wykończyć parter i zamieszkać.
Rada: Nie przejmuj się tak bardzo. Poczucie zagrożenia, niedosytu, braku zaspokojenia podstawowych potrzeb jest zwykle mobilizujące. Od rozpaczy tylko krok do euforii: przed nami wielkie zadanie - będziemy budować dom! Silna motywacja czyni w życiu człowieka cuda.
Czy dobrze wybraliśmy?
Nie sposób wyzwolić się od obaw, że postąpiliśmy źle, nieprzemyślanie. Wątpliwości jest wiele: Kto kupuje działkę na takim odludziu? Jak dojeżdżać do pracy, skoro autobus jeździ w ciągu dnia tylko dwa razy? Czy warto tak drogo zapłacić za działkę, tylko dlatego, że leży na obrzeżach miasta? - to pierwsze obawy i pytania. Będzie ich coraz więcej: wybór projektu, wykonawców, materiałów - dziesiątki decyzji, które trzeba podjąć, w większości nieodwołalnych. Choćbyśmy mieli duszę szeregowego, jesteśmy generałem, który przewodzi tej bitwie.
Rada: Rozterki są nieuniknione. Nie warto też przyspieszać biegu spraw. Budowa rozłożona w czasie ma swoje dobre strony. Czas jest po to, by po stokroć przemyśleć każdą decyzję. Trzeba czytać poradniki dla budujących, pytać sąsiadów, znajomych, niezależnych fachowców. Nie warto mieć zaufania tylko do siebie. Budowanie to ciągłe konfrontowanie i potwierdzanie własnych i cudzych decyzji. Kto buduje, ten wątpi...
Fachowcy nas zawodzą
Mamy zbyt wiele zaufania do wykonawców. Wydaje się, że wybraliśmy najlepszą ekipę. Bywa różnie, najczęściej przychodzi rozczarowanie: fachowcy pracują byle jak, popełniają błędy, próbują iść na skróty. Trudno wtedy zmienić własne postępowanie: od życzliwości przejść do krytyki, od przyjaźni do twardego egzekwowania umowy. Emocjonalnie stajemy się zakładnikami ludzi, których zatrudniliśmy.
Rada: Bądźmy już od pierwszej rozmowy formalistami, bo najważniejsze to dobrze zacząć: trzeba domagać się umowy, upewniać, że wykonawca będzie przestrzegał ustaleń, egzekwować dokładność wykonanej pracy. Właściwy stosunek z wykonawcą jest taki: ten pan nas nie lubi, ale szanuje i... trochę się boi.
Niezgoda w rodzinie
Wybuchają konflikty małżeńskie. Mąż forsuje swoje pomysły, zbyt wiele czasu spędza na budowie. Żona nie chce wybierać glazury do łazienki. Albo wprost przeciwnie: nagle wkracza na budowę, na etapie wykończenia przejmuje dowodzenie - małżonkowi trudno pogodzić się z taką zmianą ról. On i ona mają odmienne zdanie: brać kredyt czy nie brać. Powodów konfliktów może być wiele, ale tak naprawdę nie budowa domu będzie ich przyczyną. Takie same waśnie wybuchają przy kupowaniu krzesła czy paproci.
Budowa domu bywa próbą samoleczenia małżeństwa - daje nadzieję żonie lub mężowi, że piękny dom pobudzi wspólne zainteresowanie, przywiązanie, miłość. To błędna kalkulacja - nie bez kozery powiedzenie mówi, że budowa często kończy się rozwodem. Dzieje się tak, gdy po miesiącach ogromnego zaangażowania on i ona mają dużo czasu, ale zamiast miłości jest zdziwienie: Co ten obcy człowiek robi w moim domu?
Rada: Budowanie nie jest lekarstwem na miłość, a najwyżej lekiem przeciwbólowym. Jego działanie jest krótkie i nie usuwa przyczyn. Pozwolenie na budowę powinno zawierać dodatkowy punkt: inwestorami mogą zostać tylko kochający się małżonkowie. Na szczęście są też warunki dodatkowe: wiele razy zdarza się, że sceptyczny małżonek przekonuje się do domu, który powstaje siłą pragnień drugiej strony. Jeśli więc małżonkowie mimo animozji chcą być ze sobą, na budowie własnego domu mają szansę poznać się bliżej i docenić.
Praca i budowa - horror!!!
Pracować na budowie, czy zarabiać na dom? - oto "być albo nie być" większości inwestorów. Niewielu stać na budowę pod klucz, a łączenie pracy zawodowej i budowy zwykle okupione jest jakimiś stratami - w firmie spada nasza wydajność, na budowie i tak wszystkiego nie dopatrzymy. Cierpi też rodzina: taty (albo mamy) ciągle nie ma w domu.
Rada: To oczywiste - marsz do pracy... zawodowej! Niech każdy zajmuje się tym, co potrafi robić najlepiej. Inwestor niech zarabia, wykonawca wznosi mury, a inspektor nadzoru i kierownik budowy czuwają nad jakością.
Wielkie szczęście
To częste określenie w relacjach budujących: Mieliśmy wielkie szczęście. Tak jakoś się składa - może to magia silnej motywacji - że czas budowania idzie w parze z lepszymi dochodami w pracy, niespodziewanym spadkiem czy darowizną. Pieniądze po prostu się znajdują! Podobnie miłym zaskoczeniem jest pomoc rodziny; dom należy do kategorii ostatecznych, jak narodziny, ślub czy pogrzeb. Krewni stają się wtedy naprawdę bliscy - oferują swoją pomoc. Czasem jest to praca fizyczna, ciężarówka desek, a czasem tylko odnowiona zażyłość.
Rada: Ostrożnie! Przy okazji budowy możemy odzyskać wiarę w ludzi nam bliskich, ale trzeba później dbać, by ten kapitał szybko nie stopniał. Dla krewnych, którzy nam pomogli, dom powinien stać zawsze otworem, szczególnie w święta. Inaczej bardzo szybko odczujemy ich rozczarowanie i zawód.
Wielkie nadzieje
Dom jest czymś magicznym. Wyzwala marzenia i pragnienia. Bardzo często planujemy, że zmienimy wraz z miejscem zamieszkania nasze życie: podejmiemy nowe wyzwania zawodowe, więcej czasu poświęcimy dzieciom, zaczniemy biegać i uprawiać gimnastykę, a w przydomowym warsztacie strugać ławy i stoły. Piękne to plany, które w dużej części utrąci życie. Wtedy wartością samą w sobie stają się wspomnienia z budowy.
Rada: Nie nastawiajmy się na sielankę. Czegoś w naszym domu brakować będzie - zawsze! Ale nie warto roztrwonić wielkiego kapitału planów i marzeń. To naprawdę piękny okres w naszym życiu. Kto to zrozumie, zwykle... buduje kolejny dom.
Chcesz się budować?
Relacje znajomych brzmią jak doniesienia z pierwszej linii frontu. Ile nerwów kosztuje zorganizowanie budowy, ile bojów trzeba stoczyć... Kiedy jednak zapytać mieszkańców nowych domów o wspomnienia z budowy, te choćby najczarniejsze opowiadane są ze śmiechem. Jak pierwszy turysta w kosmosie mówią nie o trudach, lecz o radości, dumie i przygodzie.
Budować się? Chyba warto...
Wdzięczna za budowę
Jestem wdzięczna Marianowi, że budował dom, choć ja tak bardzo nie chciałam - mówi Gabriela Kordys ze Śląska.
Rodzina wyszła z wieżowca, w którym huczały zsypy. Pan Marian musiał mieć jakieś zajęcie. Do budowy namówił go kolega. Pani Gabriela protestowała: Nie wierzyłam w powodzenie przedsięwzięcia. Czy można sfinansować dom z dochodów małego sklepu? Budowa rozpoczęła się w 1995 roku i trwała długie 5 lat. Dramatycznym zdarzeniem nie były kłopoty finansowe, lecz ciężka choroba pana Mariana. Przezwyciężył ją, wrócił do zdrowia, a budowa zaczęła zbliżać się ku końcowi. Niespodziewanie dla mnie - opowiada pani Gabriela - zaczęłam żałować każdego dnia spędzonego w bloku. Oznajmiłam mężowi: "Jeśli nie przeprowadzimy się do końca października 2000 roku, ja nie chcę tego domu". Pan Marian był mile zaskoczony. Teraz on sprawił żonie niespodziankę. Któregoś dnia po pracy skierował samochód w stronę działki.
- Dlaczego nie wracamy do bloku? – zapytała pani Gabriela. - Bo od dzisiaj będziesz mieszkać naprawdę u siebie. - A rzeczy? - Już przewiezione.
Rzeczywiście, dom czekał na przyjęcie domowników. Ostatnio pan Marian wyjechał w delegację. Pani Gabriela poszła na spacer z córką. Pomyślała: "Szkoda, że ciebie tu nie ma. Dziękowałabym za ten dom. Nie przewidziałam, że tak będę się cieszyć..." Pięć trudnych lat budowania - kto by o tym pamiętał...
|
Gabriela Kordys: Przekonałam się do budowy dopiero przed jej końcem. Teraz jestem wdzięczna mężowi. Autor: Andrzej T. Papliński |
Małżeńska przygoda budowania
Ewa i Piotr Domanowscy (lekarz i nauczyciel akademicki) z Solca Kujawskiego budowali razem. O domu z ogrodem marzyli jeszcze przed ślubem. Pobrali się 7 lat temu. Już razem kupili działkę (2000 m2) w dobrym punkcie miasta. Kapitałem na budowę miało być 49-metrowe mieszkanie i kredyt. Kiedy swoje oczekiwania przedstawili architektowi, ten zaproponował dom o powierzchni 350 m2. Zorientowaliśmy się, ile może taki dom kosztować – projekt pozostał na etapie koncepcji. W kwietniu 1999 roku zdecydowali się na Dom dla Kowalskich (D09 – "Dom na 102"). Małżonkowie przedyskutowali i uzgodnili każdą ważną decyzję. Założyli, że budowa będzie trwała 1-2 sezony. Wyliczyli dokładnie koszt budowy (160 tys. zł), wzięli kredyt w wysokości 60 tys. zł, umówili wykonawców do poszczególnych etapów. Zaopatrzeniem w materiały postanowili zająć się sami. Budowa rozpoczęła się 15 kwietnia 2000 roku. Ściany jednowarstwowe wykonano z pustaków ceramicznych.
Piotr: Na budowie byliśmy codziennie. Ja kontrolowałem postęp prac i wydatków. Dużo czasu zabrał nam wybór dachówki. Ewie szczególnie podobały się domy z brązowym dachem, z kolei mnie - elewacje z płytek klinkierowych w kolorze piaskowym - jedno z drugim bardzo do siebie pasowało. Najwięcej wspólnych decyzji podjęliśmy w trakcie prowadzenia prac wykończeniowych. Dzięki zbliżonym upodobaniom nie mieliśmy kłopotów z wyborem kolorów ścian, wykładzin, armatury sanitarnej.
Budowa domu zakończyła się 21 grudnia 2000 roku. O swoim doświadczeniu Ewa i Piotr mówią: To była przygoda, która nie miała wpływu na cementowanie się małżeństwa, ale była sprawdzianem naszego związku. Łączyła nas umiejętność rozmowy, zawierania kompromisów i podejmowania decyzji. Te trzy warunki gwarantują zgodne budowanie.
| | |
„Dom na 102” – budowa została zaplanowana, role małżonków rozpisane. Efekt: dobrze zbudowany dom w jeden sezon. Autor: Andrzej T. Papliński | Budowa potwierdziła silną więź rodziny. A jak się żyje we własnym domu? Nie mamy telewizora. Czy to wystarczy za odpowiedź? Autor: Andrzej T. Papliński |
Hobby: modele i domy
Joachimowi Hajdukowi z Mysłowic, z zawodu elektrykowi, życie w bloku nie odpowiadało. Chodził z żoną i dziećmi na spacer, patrzył w okna swojego mieszkania i myślał: "Cholera, daliśmy się zamknąć w klatce dla ludzi. Czy ja muszę tak mieszkać?" Wpadł raz na pomysł: Postawię piętrowo 4 karliki (betonowe garaże), będzie 80 m2, tylko wstawić okna, doprowadzić instalację i można mieszkać. Ale im dłużej myślał, tym widział coraz więcej przeszkód technicznych. Na tym etapie czytał już Muratora - zachwycił się domami ze styropianu. Rodzina sama układa pustaki, wznosi ścianę jak klocki lego... A później dokonał jeszcze większego odkrycia. Przeczytał książkę Muratora o domu szkieletowym (Budowa szkieletowego domu drewnianego). Joachim - z zamiłowania majsterkowicz, modelarz - był oczarowany. Stwierdził: Zamiast modeli samolotów i okrętów dom – dłubanina ta sama. Był rok 1996. Najpierw Hajdukowie kupili działkę - 440 m2. Później skorzystali z okazji i dokupili sąsiednią o takiej samej powierzchni. Zamówili projekt domu o klasycznych kształtach - 85 m2 powierzchni użytkowej. Kupili drewno w specjalistycznej firmie.
Budowa ruszyła. Nerwy? Trzy miesiące pracy i jeszcze pojechaliśmy na wczasy - śmieje się Joachim. - Ta inwestycja to była wielka, wielka przygoda. Dom kosztował 95 tys. zł. Szczęśliwa rodzina zamieszkała, Joachim wrócił z synem do klejenia modeli, ale czegoś mu brakowało. Patrzył, jak na bliźniaczej działce zieleni się trawnik. A może tak drugi dom, taki sam? - myślał głośno. - Przecież to lokata kapitału.
Żona Małgorzata nie protestowała, więc sprawy nabrały właściwego obrotu. W 1999 roku fundamenty, następnego roku szkielet, w tym roku prace wykończeniowe. Zimą sklejanie modeli samolotów, od wiosny do jesieni praca w domu - Joachim powoli wykańcza wnętrze, budowę finansuje z bieżących dochodów.
Ten dom to sens mojego życia - mówi refleksyjnie. A Małgorzata dorzuca: Nie wiedziałam, co to znaczy mieszkać na swoim. Mąż życie mi uratował.
|
Dwa domy Joachima, rodzina i samolot. Mam nadzieję, że jeszcze zbuduję kilka domów... Autor: Andrzej T. Papliński |
Szwagier przybył na odsiecz
Państwo Budzyńscy spod Stargardu nie chcieli zamieszkać w bloku. Pani Małgorzata jest dyrektorem szkoły wiejskiej, pan Wiesław pracuje w Niemczech. Planowali przenieść się do miasta, ale perspektywa "betonowej pustyni" zniechęcała. W 1996 roku zdecydowali: Zostajemy na wsi. Wybrali projekt domu o powierzchni 115 m2. Budowa ruszyła wiosną 1998 roku. Trzyosobowa ekipa nie była droga, ale budowała... pożal się Boże. Pan Wiesław: Co zrobili, kazałem rozbierać albo burzyliśmy sami. Ściany z betonu komórkowego odchodziły od pionu nawet o 10 cm (uwaga na fachowców z półmetrową poziomnicą!), podkład betonowy był robiony "na oko", otwory okienne nie pasowały wymiarami do okien. Druga firma: zabrali się za układanie więźby, ale nie mieli nawet piły. Docinali krokwie piłką "hobby", pożyczoną od pana Wiesława.
Tak wyglądają tani fachowcy... - stwierdzają dziś inwestorzy. A o swojej budowie mówią: Ten dom był męczony. Ta historia nie skończyłaby się happy endem, gdyby nie brat pani Małgorzaty. Pan Robert przybył jak odsiecz wiedeńska. Pojawił się w samą porę, przejął budowę i poprowadził ją do końca. Jego praca wyglądała tak: Przecinak i młotek w ruchu, bo jeden otwór na okno w salonie jest prostokątem, ale drugi wyszedł u dołu za wąski. 70 worków kleju na wyrównanie ścian, a i tak trzeba ułożyć płyty gipsowo-kartonowe. Co fachowiec, to łamigłówka. Hydraulik wyprowadził instalację grzewczą pod grzejniki, ale gałązki odstają kilkanaście centymetrów od ściany... Pan Robert cierpliwie i dokładnie przywracał budowę do normy, a później kontynuował prace. Okazał się nieocenionym, prawdziwym przyjacielem - zgodnie stwierdzają Małgorzata i Wiesław - uratował nas przed katastrofą.
| | |
W nierównych płaszczyznach dachu widać, jak fachowcy męczyli ten dom. Autor: Andrzej T. Papliński | Od lewej: Wiesław, Małgorzata i syn Maciej, z prawej nieoceniony przyjaciel rodziny – Robert. Autor: Andrzej T. Papliński |
Mam receptę na sukces
Mój przypadek jest szczególny - opowiada Wojtek Pękala z Wrocławia. - Jestem jedynym pracownikiem swojej firmy w promieniu 200 km, więc nie mam problemów z godzeniem pracy i budowania. Myślę, że pracując na etacie, też bym sobie poradził. Buduję 15 km od miasta. Działam sposobem półgospodarczym, jestem kierownikiem budowy, a bywa, że i kopaczem, i betoniarzem. Jak wytrzymać nerwowo?
Po pierwsze: dobra hurtownia po drodze na budowę.
Po drugie: ekipa na miejscu; choćby z nudów będą coś robić.
Po trzecie: prosty projekt, żeby ściany same się zeszły.
Po czwarte: technologia wymuszająca minimum jakości; wybrałem beton komórkowy na cienkiej spoinie.
Po piąte: życzliwy sąsiad (swojemu do czasu założenia telefonu pożyczyłem komórkę, żeby miał oko na plac i w razie potrzeby dzwonił).
Po szóste: budujący się znajomi - tak z pół kondygnacji do przodu, żeby było z kim pogadać i z kogo się pośmiać.
Scenariusz: dwie wizyty dziennie, przed i po robocie, alternatywne fronty robót, żeby nie było przestojów.
Czego nie polecam, to sprzedaż mieszkania przed ukończeniem budowy. Włos mi się jeży, kiedy czytam o ludziach, którzy sprzedają mieszkanie na wiosnę, żeby wyprowadzić się przed zimą do nowo wybudowanego domu! Terminy to słabość większości budów.
|
Wojtek Pękala: Mam 6 rad, jak pogodzić budowę i pracę. Autor: Andrzej T. Papliński |
Dla kogo dom? (Andrzej Samson, psycholog)
- Decyzję o budowaniu domu powinny podejmować małżeństwa z co najmniej kilkuletnim stażem. Mają szansę stworzyć udany duet - potwierdzą, że mogą sobie ufać, polegać na sobie, że potrafią się dogadać. Gorzej, gdy budowa jest początkiem wspólnego życia. Często inwestycja zamienia się w pole wojny domowej. Przychodzi rozczarowanie, żal, a w końcu trzeba się rozstać. Małżeństwo należy rozpoczynać od „być”, a nie „mieć”. Lepiej więc pomieszkać w wynajmowanym mieszkaniu, by poznać się bliżej.
- Nie warto budować domu, na który nas nie stać. Zajęcie staje się mordercze, niszczy rodzinę, absorbuje czas, nie daje zadowolenia. W domu zbudowanym takim kosztem nie chce się mieszkać.
- Chodzi o to, by gonić króliczka, a nie go złapać - podobnie z budową domu. Proces powstawania jest ekscytujący, ale efekt - dom - nie dostarcza już takich emocji. Bywa, że przychodzi rozczarowanie. Dla takich osób mam radę: jeśli coś nie wyszło, albo się do tego przyzwyczaj, albo buduj jeszcze raz. Wszystkie zdobyte doświadczenia są pouczające, jest więc szansa na lepszy wybór i szczęśliwsze życie.
Vademecum budującego - wypisy z poradników z cyklu "Jak żyć"
- Nie porównuj się z innymi.
- Nie wymagaj od siebie więcej niż trzeba. Nie musisz mieć na wszystko gotowej odpowiedzi.
- Miej z kim rozmawiać szczerze o swoich emocjach, uczuciach, potrzebach. Otwieraj serce na ludzi.
- Uśmiechaj się do siebie; pamiętaj - pogodni żyją dłużej. Licz tylko jasne dni.
- Jeśli ci źle, krzycz jak indiański wojownik. Albo przypomnij sobie, co lepsze: ciasne mieszkanie czy własny dom?
- Budowanie to balansowanie na kładce. Potrzebny ci emocjonalny by-pass: usiądź, wyluzuj się, posłuchaj, jak rośnie trawa na na twojej działce. Myśl pozytywnie, zrób 20 razy głęboki oddech.
- Nie bij głową w mur. Na stres lepszy jest sok z selera.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFaktycznie przy budowie domu można nabawić się nerwicy, ale mnie to wcale nie dziwi. Dlatego zanim ja zacznę budowę domu to przeczytam https://motobudowa.pl/budowanie-domu/ile-trwa-budowanie-domu i dowiem się ile faktycznie ta budowa może trwać. Mi trochę zależy na czasie więc lepiej się pospieszyć.
OdpowiedzUsuńDom to zawsze jest dużo stresu i kosztów, przy takich kosztach ze swojego doświadczenia powiem, że warto dołożyć coś, żeby zamontować fotowoltaike w Wrocławiu. Miasto, w którym mieszkam i tam mam dom z panelami słonecnzymi
OdpowiedzUsuńBardzo dużo potrzebnych informacji, oby więcej takich artykułów.
OdpowiedzUsuńwnetrzazklasa.net
Na pewno takie kwestie są dość istotne, ale dla mnie również bardzo liczyło się to aby przede wszystkim wiedzieć komu zlecić prace geodezyjne. Jak coś to wybrałam firmę https://geo-szkic.pl/ z której usług jestem bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę jeszcze bardzo ważną sprawą jest właśnie to aby u nas całą instalacja wodna działała jak należy. Jak dla mnie bardzo dobrą pracę w takiej sytuacji robi hydraulik http://hydraulik.wroclaw.pl/ i ja go zawsze wzywam do takich prac.
OdpowiedzUsuńTo prawda są to ważne kwestie, lecz nie wiem czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym kto może de facto wykonać specjalistyczną analizę środowiskową. Zachęcam was do sprawdzenia oferty z http://eco-expert.eu/ i wiem, że to jest coś bardzo ważnego.
OdpowiedzUsuńPlanujesz montaż pomp ciepła w Bydgoszczy? Oferujemy kompleksowe usługi. Zapewniamy efektywne i ekologiczne ogrzewanie oraz chłodzenie. Nasz doświadczony zespół fachowców zainstaluje odpowiednią pompę ciepła w Twoim domu. Skontaktuj się z nami i ciesz się komfortem termicznym!
OdpowiedzUsuńKiedy ostatnio sprawdzałeś stan swojej instalacji hydraulicznej? Pamiętaj, że nawet najmniejszy problem może prowadzić do poważnej awarii. Na stronie https://darek-hydraulik.pl/ znajdziesz profesjonalne usługi hydraulika, które pomogą Ci utrzymać Twoją instalację w doskonałym stanie. Niezależnie od tego, czy potrzebujesz drobnej naprawy, czy kompleksowego remontu, Darek Hydraulik jest do Twojej dyspozycji.
OdpowiedzUsuńUważam, że warto także zapoznać się z ofertą firmy Interhandler. U nich znajdziecie możliwość wynajęcia najróżniejszych maszyn budowlanych. Znajdziecie ich pod tym adresem: https://www.interhandler.pl/ .
OdpowiedzUsuń